Marynata, długie leżakowanie w lodówce, wolne pieczenie, a później znów odpoczynek, najpierw w wyłączonym piekarniku, później na desce tuż przed krojeniem - nie sprzyjają głodomorom, dlatego decyzję o rozpoczęciu robienia obiadu polecam podjąć długo zanim zaczniecie być głodni :) Najodpowiedniejsza do tego procederu wydawała mi się karkówka (albo boczuś!!!), ale tym razem rozum wygrał bitwę i postanowiłam ograniczyć ilość kalorii w tej rozpuście wybierając udziec z indyka. Składniki: - udziec z indyka (u mnie 1,2 kg) Marynata: - dwie łyżki oleju rzepakowego - 5 posiekanych ząbków czosnku - łyżeczka soli himalajskiej - łyżeczka octu balsamicznego - pół łyżeczki pieprzu - łyżeczka tymianku ok 30 minut przed rozpoczęciem pieczenia wyjmujemy mięso z lodówki, aby ociepliło się do temperatury pokojowej. Tak bardzo od kilku dni chodziło za mną kruche, rozpływające się w ustach mięso! Powstałą marynatą nacieramy mięso, w miarę możliwości staramy się upchnąć odrobinę marynaty pod skórką.