Świąteczny weekend w Stanach Zjednoczonych zakończył się tragicznie dla przynajmniej 60 osób i ich rodzin. W wyniku ataku potężnej śnieżycy właśnie tyle osób bowiem straciło życie. Najpoważniejsze skutki odczuli jednak mieszkańcy miasta Buffalo, znajdującego się w stanie Nowy Jork. Tam w wyniku zamieci i arktycznych mrozów zmarło 28 osób.
Burza śnieżna zaatakowała USA w świąteczny weekend
Arktyczne mrozy i burze śnieżne przez kilka dni rozciągał się nad większością obszaru Ameryki. Najbardziej ucierpiał region Buffalo, w stanie Nowy Jork, leżący blisko granicy z Kanadą.
W Buffalo, drugim co do wielkości mieście w stanie Nowy Jork śnieg zaczął intensywnie padać w piątek. Już wtedy opady wynosiły 1,2 metra. Gubernator stanu Kathy Hochul określiła to “jedyną w swoim rodzaju katastrofą pogodową”.
Od piątku do niedzieli policja stanowa wyjeżdżała na akcje ratunkowe ponad 500 razy. Do pomocy wysłano też setki funkcjonariuszy Gwardii Narodowej. Zmarłych znajdowano w zaspach śnieżnych i w samochodach. W niektórych przypadkach do śmierci dochodziło także z powodu zatrzymania krążenia podczas odgarniania śniegu.
Mimo zakazu poruszania się po drogach, setkom kierowców trzeba było udzielić pomocy.
"Na drogach pozostały pod zaspami porzucone samochody, autobusy, karetki pogotowia, ciężarówki holownicze, a nawet pługi śnieżne. Utrudnia to oczyszczenie zasypanych śniegiem ulic i dotarcie do uwięzionych mieszkańców potrzebujących pomocy medycznej. Władze wykorzystały ciągniki z podnośnikami dla transportu szpitalnego" – informuje agencja Reuters.
Jak wynika z potwierdzonych do tej pory danych, w świąteczny weekend w całym USA tylko z powodu śnieżycy życie straciło około 60 osób. Służby zwracają jednak uwagę na fakt, że zgonów z powodu zamieci może być znacznie więcej. Trzeba jednak najpierw ustalić, czy przyczyna tych zgonów nie leży gdzieś indziej.
Śmierć z powodu śnieżyc odnotowano w 12 stanach: Kolorado, Illinois, Kansas, Kentucky, Michigan, Missouri, Nebraska, Nowy Jork, Ohio, Oklahoma, Tennessee i Wisconsin.