Jeśli chcecie poczuć smak niedzielnego poranka, w rozgrzanym, sierpniowym, sosnowym lesie, podaję Wam przepis Karola, który choć nie był ze mną obozie, ciasto robi dokładnie takie jak pamiętam z harcerskich wakacji. Bo nie wiem, jak to się zaczęło, ale zawsze w niedzielę na śniadanie, prócz zwyczajowych kanapek, dostawaliśmy ogromny kawał takiego pysznego, pachnącego, drożdżowego placka z kruszonką. Prania skarpetek w misce z mydlinami i wszechobecną ściółką, budowania latryn i bram obozowych, dyżurów w kuchni i wart nocnych. No przesadzam trochę, ale rzeczywiście tak urosło, że trzeba było odkrawać boki, żeby się nie popaliły zanim ciasto się dopiecze. Do dziś pamiętam żabę z którą spędziłam noc w śpiworze, a która dopiero nad ranem się uaktywniła i mój krzyk Aśka zamorduję Cięęęę! Tak mi się zatęskniło za wakacjami, obozami, lasem, że jak Karol robił swoje drożdżowe serduszka, poprosiłam go, żeby dla mnie zrobił właśnie takie ciasto. i tą samą Aśkę wypływającą w balii do zmywania na środek jeziora z chochlą zamiast wiosła. Pewnie dlatego ciasto drożdżowe z kruszonką budzi we mnie tylko miłe skojarzenia.