One oczywiście zaraz pognały za mną i rozsiadły się na blacie, ale były już tak zmęczone, że właściwie słyszałam same jęki i stęki 😉 więc zmieniłam plany zagniatania ciasta na spód (na szczęście znalazłam w szufladzie biszkopty) i wykonania wcześniej wymyślonej masy i na prędce sięgnęłam po blender i to, co było pod ręką – bardzo już dojrzałe banany, ostatki masła, których nie schowałam po robieniu kanapek i też było miękkie, i mleko, które zostało w garnuszku, bo za dużo pogrzałam wcześniej do kakao. Można! 🙂 Polecam robić to w jak najkrótszym czasie, bo zbyt długie miksowanie, napowietrzanie, itp. wpływa na późniejsze pękanie i opadanie na środku, a najlepszy sernik jest równy – pięknie się prezentuje i powoduje zachwyt w oczach 🙂 Swoją drogą – piszę właśnie dla Ciebie osobny wpis poświęcony wyłącznie sernikom – triki, tajniki, czyli wszelkie rady jak zostać sernikowym mistrzem 😉 od razu daj mi w komentarzu (lub mailowo) znać, czy interesuje Cię taki wpis, to wtedy zagęszczę ruchy i pojawi się wcześniej, bo dopiero zaczęłam pracę nad treścią 😉 Wyjęłam więc z lodówki z myślą, że jak już go zagrzeję, to na bank wieczorem wyląduje w piecu, żeby się nie zmarnował – no i tak było. Aha – ja się nie uważam za sernikowego mistrza, ale moje serniki (ten sernik bananowy też) wychodzą mi takie, jak sobie zaplanuję i Ciebie też tego nauczę 😉 Wróćmy do sernika bananowego… Miałam w lodówce ser kupiony na inną okazję, ale już nie zdążyłam sernik upiec, a termin ważności zbliżał się nieubłaganie.