Może taka ich uroda, a może po drodze przygotowywania potrawy, coś poszło nie tak. Składniki: 1 polędwiczka wieprzowa (u mnie 500 g) 200 ml bulionu (ja użyłam drobiowego), w ostateczności można użyć wody 1 cebula 2 ząbki czosnku ćwierć łyżeczki mielonej słodkiej papryki 100 ml śmietany 30% 6 suszonych śliwek bez pestek sól pieprz olej rzepakowy (przepis na 3 porcje) Ja marynowałam mięso 4 godziny. Mięso (bez czosnku) podsmażamy na oleju na mocnym ogniu z obu stron. Następnie do cebuli dodajemy usmażone mięso i wlewamy bulion, mieszamy i gotujemy 20 minut pod przykryciem na wolnym ogniu (mięso ma się rozpadać). Chodzi o to aby zatrzymać soki mięsa wewnątrz mięsa i o szybkie mocne obsmażenie go z obu stron. Jeżeli wrzucicie wszystko na raz, mięso zacznie się gotować, a nie o to chodzi. Na tej samej patelni szklimy pokrojoną w drobną kostkę cebulę i czosnek wyciągnięty z mięsa. Jeżeli chodzi o dodatki, dziś zjedliśmy polędwiczki z kaszą gryczaną i sałatką z buraków. Krócej jednak nie mogłam ich gotować, bo mięso nie rozpadało się tak jak powinno. Jeżeli nie macie pomysłu co zrobić na najbliższe święta na obiad, ugotujcie polędwiczki wieprzowe. Na blogu mam parę wersji tego typu potraw, polecam Wam jeszcze polędwiczki z suszonymi pomidorami. Dodajemy do niej obrane, pokrojone w plasterki ząbki czosnku, odstawiamy na minimum 30 minut. Polędwiczkę kroimy w plasterki o grubości ok 2 cm, lekko spłaszczamy dłonią, doprawiamy solą, pieprzem i mieloną papryką. Nie chodzi o spalenie go, ale chyba nie muszę tego pisać. Znając życie te moje 20 minut, które mam w opisie wykonania nie są potrzebne.