I w tych czasach biedy, przygnębienia i otaczającej beznadziei, rodzice w mojej szkole skrzyknęli się, tak jak to teraz jest w zwyczaju, ale wtedy nie było oczywiste, i założyli komitet rodzicielski z prawdziwego zdarzenia. Były konkursy z wykopanymi spod ziemi prawdziwymi czekoladami w nagrodę, tańce, dekoracje i… malutkie kanapeczki ze zdobycznych angielek (bułek paryskich) właśnie z pastą jajeczną. Wszystko załatwiane było po znajomości, lub spod lady, a w ostateczności wystane w kolejkach. Jej smak, a nawet sama myśl o niej przenosi mnie w czasy, gdy jako mała dziewczynka chodziłam do szkoły muzycznej u schyłku komuny. Robię pastę jajeczną, jem kanapki i znów jestem tamtą małą Kasią w kręconej sukience na szkolnym balu…