Mieszkaliśmy z rodzicami i dziadkami ( jak to za komuny, zanim rodzice nie dostali mieszkania spółdzielczego) w jednym z pierwszych zbudowanych po wojnie bloków tuż obok parku. A babcia z mamą nie wiedzieć czemu, tylko gderały na nich, że nie pomagają, tylko wędzą i wędzą. Dziadek za to, wraz z wujkiem i tatą, wędzili szynki w beczce, którą stawiali miedzy krzaczkami w parku. Na przykład zupa babci była lepsza, niż ta którą same gotujecie, las piękniej pachniał, ludzie byli milsi i w ogóle, kiedyś było jakoś lepiej… Teraz byłby pewnie trochę za tłusty, ale zapach tego żurku do dziś mam w pamięci i staram się go odtworzyć przy okazji Świąt Wielkiej Nocy. Każda gospodyni ma swój sekretny przepis na żurek, który u nikogo nie jest tak pyszny, jak u niej. I te wspomnienia z dzieciństwa pielęgnuję w sobie z sentymentem.