Składniki : na ok 500 ml kremu 300 g kasztanów jadalnych 750 ml mleka migdałowego ew. innego (ryżowego lub sojowego choć może zmienić smak) 2 łyżki melasy karobowej *** można pominąć Wykonanie : 1. Kasztany nacinamy od wypukłej strony nożem na krzyż co zapobiegnie wybuchaniu podczas ich pieczenia. Słowem wstępu kasztany nie są łatwe w obróbce i nie chodzi mi tu o cały proces, lecz o ich staranne obieranie. Powiem szczerze, że początkowo rozbawiły mnie komentarze porównujące ich smak do pieczonych ziemniaków z orzechową nutą, ale coś w tym jest. Pierwsze skrzypce w kremie grają rzeczone marony, którym towarzyszy domowe mleko migdałowe oraz szczypta słodyczy w postaci melasy karobowej. Pomimo, iż jeszcze nie cieszą się tak dużą popularnością jak bataty czy też inne bardziej egzotyczne przysmaki, to myślę że są warte uwagi. Obieranie bowiem to syzyfowa praca, jeśli zależy nam na idealnie gładkim puree, które jest bazą naszego kremu. W zasadzie 3 składniki ale efekt końcowy dużo lepszy niż można by się spodziewać. Gorące wysypujemy na papier do pieczenia i umieszczamy na blaszce. Ja miałam na próbę niespełna 300 g, a co z nich powstało.... Coś co zadowoli wegetarian, amatorów nowych doznań smakowych i osób na diecie bezglutenowej. 2.Zalewamy zimną wodą i gotujemy na małym ogniu do momentu zagotowania. Skórka ma ściemnieć ale proces należy kontrolować by ich nie przeciągnąć.