świetnie uzupełniałyśmy się w tej kuchni, ale był jeden problem- niektórych narzędzi nijak nie mogłyśmy sobie podać, bo gdy szwagierka szukała dukacza, ja pukałam się w czoło,ubijak do pyr tez mi niewiele mówił, a nikomu nie przyszło do głowy, aby poprosić mnie o żgocza, no przecież bym podała ;) Z czasem nauczyłyśmy się nawzajem najpotrzebniejszych słów z naszych gwar i bezproblemowo szykowałyśmy smaczne posiłki (no czasem tylko nie dostałam biksy a szwagierka nabierki) Ostatnio, gdy przygotowywałyśmy się do pokazu, ja gotowałam kaszę i mój popisowy smalczyk z jabłkiem, natomiast Chuda przygotowała pastę z czerwonej soczewicy. Doskonale będzie się komponować z podpłomykami, a w domu z kanapkami z pomidorem. Przy tej okazji warto wspomnieć domowa anegdotę, gdy w jednej kuchni spotkałyśmy się we trzy: szwagierka z Torunia, teściowa spod Poznania i ja- Ślązaczka. Razem z pokrzywą dusić jeszcze jakieś 10 minut pilnując, by gęstniejąca soczewica się nie przypaliła. Pasta tak przypadła do gustu rodzinie i znajomym, że na jutrzejszy pokaz ( tak, tak, znów mamy obozowisko na łące ;) ) przygotowałam podobną pastę.