Kasia Tusk ze swoją czteromiesięczną córką wciąż przebywa w szpitalu. Dziewczynka trafiła tam z powodu infekcji, do której doszło po osłabieniu organizmu przez koronawirusa. Jak informuje Kasia Tusk, jej córkę dzielił krok od tragedii.
Kasia Tusk w Sylwestra napisała w swoich mediach społecznościowych, że ze względu na stan zdrowia swojej czteromiesięcznej córki musiała udać się z nią do szpitala.
Stan dziewczynki zmusił ich do pozostania w placówce na całą noc. Lekarze wykonali szereg badań i okazało się, że dziecko ma w organizmie poważny stan zapalny.
Powodem stanu dziecko było przejście koronawirusa. Dziewczyna była nim zarażona jakiś czas temu, a gdy powoli dochodziła do siebie, osłabiony organizm został zainfekowany przez bakterię.
(...) Trafiłyśmy tutaj podobno w ostatniej chwili, chociaż jeszcze dzień wcześniej uspokajano mnie, że nic nie daje powodów do zmartwienia i po niedawnym zachorowaniu moich dzieci na koronawirusa mogę już odetchnąć spokojnie. Intuicja mamy to jednak najczulsze i najrzetelniejsze badanie diagnostyczne - opisuje Kasia Tusk.
Kasia Tusk dodała też, że było o krok od tragedii. Okazało się bowiem, że za kilka lub kilkanaście godzin u jej dziecka mogło dojść do sepsy.
Co więcej, dziecku trzeba było pobrać płyn mózgowo-rdzeniowy, a jego stan nie pozwalał nawet na podanie znieczulenia.
(...) Kwestia kilkunastu, a może nawet kilku godzin nim doszłoby do sepsy, bo parametry stanu zapalnego były już bardzo niepokojące i pogarszały się dosłownie z chwili na chwilę. Z małego i słabnącego ciałka trzeba było pobrać płyn mózgowo-rdzeniowy aby wykluczyć zapalenie opon (w trybie pilnym więc o żadnym znieczuleniu nie było mowy) i zrobić całą serię mniej i bardziej inwazyjnych badań, na widok których chyba każdej mamie robi się słabo (...) - czytamy.
Blogerka w swoim wpisie zachęciła też do szczepień. Uznała bowiem, że na niektóre osoby dużo bardziej działają osobiste historie osób, niż przekonywania specjalistów.
(...) Wiem, że do niektórych z nas bardziej przemawiają osobiste historie ludzi, których znamy, a nie opinie ekspertów zza szklanego ekranu. Obiecałam więc sobie, że jeśli tylko moja córeczka względnie lepiej się poczuje, to napiszę tu parę słów o tym, aby może chociaż jedną z Was zachęcić do zaszczepienia swojej pociechy i uniknięcia tym samym groźnych powikłań. Ja wiele bym dała, aby móc oszczędzić mojej córeczce bólu, długotrwałej antybiotykoterapii i pobytu w szpitalu. Jak każda mama - pisze blogerka.