Składniki: 1 sznycel z udźca wołowego (grubość ok 1 cm) 1 garść roszponki lub mixu sałat (ale taka porządna garść ;)) 50 g sera feta (lub z niebieską pleśnią) ½ figi kilka świeżych malin (nie polecam mrożonych i tych w syropie) 1 mała garść orzechów, najlepiej nerkowca (świetnie się sprawdzą tez włoskie, ale możesz użyć prawie każdych, brazylijskie są za duże niestety ;)) 1 łyżka oliwy 1 łyżka masła orzechowego z orzeszków ziemnych (ja używam takiego 100% orzechy) 1 łyżeczka soku z limonki lub cytryny sól ½ małej cebulki (może być pół dużej szalotki, ale czerwona cebula lub zwykła biała też będą dobre) Stek jak już opisywałam też nie powinien kosztować w tej wersji milionów, a sos orzechowy robi się na bazie masła orzechowego i oliwy. Tym razem posłuchałam rady szefów kuchni, którzy często powtarzają, że na stek wołowy wcale nie potrzeba kupować ani polędwicy, ani ligawy i zrobiłam go ze sznycla z udźca wołowego. Muszę wspomnieć, że ta sałatka to połączenie białka, tłuszczu i małej ilości węglowodanów, więc nie powinna spowodować wysokiego skoku insuliny, dzięki czemu spokojnie możesz sobie ją zjeść w ramach kolacji lub lekkiego obiadu. Stek wołowy ląduje w eleganckim towarzystwie sałaty (roszponka lub mix sałat), sera feta (można zastąpić pleśniowym), malin, figi, orzechów (najlepiej nerkowca) i sosu orzechowego. Tutaj podparłam się instrukcjami Pascala Brodnickiego na temat tego, jak ocenić, czy stek jest już gotowy nie mierząc jego temperatury termometrem. Robię je z polędwicy wołowej, z ligawy i zawsze to samo – mam podeszwę i cała inwestycja na marne. Figi używa się tylko pół na całą sałatkę, malin potrzebujesz dosłownie kilka, sera tylko kawałek. Sałatka zaskakuje składem (połączenie fety, malin i wołowiny wciąż może dziwić), a do tego choć bardzo elegancka, to może okazać się całkiem ekonomiczna.