Przyznam, że obawiam się chrześcijan, którzy twierdzą, że nie mają kryzysów wiary, że wszystko jest zawsze ładnie, pięknie, stabilnie. Opowiedział mi, że kiedy widział mnie po razy pierwszy, pomyślał, Boże, ja wiem, że ty nie masz względu na osobę, ale ten człowiek jest nie do ruszenia, to samo zło. Liczę na to, że oni z tego czerpią i wierzę, że znajdują sens w swoich sytuacjach i mają nadzieję. Nie posiadałem się ze szczęścia, kiedy dowiedziałem się, że moja żona oddała swoje życie Chrystusowi. Nie mógł uwierzyć, że przeszedłem taką metamorfozę, że się nawróciłem. Jakiś czas temu dowiedziałem się od kumpla, że znajomi uważali, że jestem nieobliczalny. Nie miałem planu, stanąłem w prawdzie przed samym sobą i wiedziałem, że nie mogę funkcjonować tak, jak dotychczas. Nie wiedziałem, że ludzie boją się przebywać w moim towarzystwie. Przekonał się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osobę. Pomyślałem, że jest w jakiejś sekcie, że muszę go ratować. Wracając z jednego ze spotkań, zwróciłem się do Boga, myślałem Jezu, jeśli ci ludzie są autentyczni w tym wszystkim, chcę ci oddać swoje życie. Nie potrafili przewidzieć, co mi odpali, obawiali się, że przyjdzie im ponosić konsekwencje moich akcji. Pamiętam, że zazdrościłem ludziom, którzy mają fajnie, młodzieży, która ma poukładany dom, rówieśnikom, którzy mieli się do czego odnieść. Spotykałem się ze znajomymi, szukaliśmy przestrzeni, w której mogliśmy spędzić wspólnie czas na tym, co sprawiało nam wówczas największą przyjemność… Dziś przeraża mnie to, że ktoś mógłby się mnie bać. Miałem wrażenie, że oni są jacyś inni - teraz wiem, że świętość, to inność. Zmiana, którą zobaczyła we mnie, spowodowała, że chciała zobaczyć, na czym to polega, jak to wszystko jest możliwe. Wstydziłem się tego, że muszę sępić, żeby coś mieć, ale nadal to robiłem. Nieważne było to, co działo się w naszych domach, rodzinach, mieliśmy ludzi wokół siebie, ludzi, z którymi dzieliliśmy wartości. Jeśli nie mogę dotrzeć do przyczyny problemu, zwracam się do kierownika duchownego, ale i bezpośrednio do Boga, tylko On może pomóc - niekoniecznie od razu, czasem to musi potrwać, ale ma to sens. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale po jakimś czasie, spotkałem tego człowieka ponownie - w mieszkaniu kolegi ze wspólnoty. Nie miałem siły, nie umiałem już i nie chciałem żyć na ciągłym oriencie. Tłumaczyłem, że tak kazał Jezus, że trzeba przepraszać. Powiedział, że ten zły, będzie robił wszystko, żebym nie dotarł na miejsce. Miałem pokusę, żeby okłamać brata, bo nie chciałem uczestniczyć w tym spotkaniu, jednak nie zrobiłem tego. Młodzi, mam nadzieję, jak mnie obserwują, to doświadczają Boga już przez moją obecność - jestem z nimi, służę im pomocą, wspieram w tej naprawdę niezwykle trudnej drodze o trzeźwość. W sercu coraz bardziej odczuwałem pragnienie, że chcę być taki, jak ci ludzie. Sporo razem przeszliśmy, trudno było jej uwierzyć, że się zmieniam. Mimo że sporo czasu spędzałem poza domem, uczestnicząc chociażby w spotkaniach wspólnoty, wracałem trzeźwy, spokojny - byłem już innym człowiekiem. Za jakiś czas, podczas mojej nieobecności w Polsce, zdecydowała się i poszła na wspólnotę. Marzyłem o spokoju, który cechował tych ludzi - nie wiedziałem, że to pokój, pokój ducha. Mówisz, że kryzysy wciąż zdarzają się Kryzysowi - to przecież ludzka rzecz. Uznałem, że ci, którzy mają dobrze, przeze mnie będą mieć chociaż trochę gorzej. Przemoc stadionowa, to było nic, w stosunku do tego, jaki ból odczuwałem obserwując ludzi, którzy są szczęśliwi, którzy mają to, czego mnie najbardziej brakowało. Postawa, kumple, którzy stawali za mną sprawiali, że ten człowiek nie miał wyboru. Nie rozumiałem, że tak naprawdę wzbudzam porażający ludzi strach. Uważałem, że to ja steruje swoim życiem, nie jakiś tam diabeł. Pojawiłem się na formacji z misją ratowania brata, ostatecznie uratowałem siebie. Ty, sypnij grosza, a ona wiedziała, że nie ma możliwości odmówić. należy starać się wyciszyć, przeanalizować problem, zastanowić się nad jego genezą. Swoją drogą, to niesamowite, że właśnie ta obietnica, którą złożyłem będąc sześcioletnim chłopcem, doprowadziła mnie do życiowej rewolucji lata później… Nie chcę, żeby ktokolwiek się mnie bał. Nie mogła uwierzyć, że tak zwyczajnie ją przeprosiłem. Moi podopieczni uważają, że podczas kryzysu, warto poczekać - jeśli to oczywiście możliwe - z podejmowaniem decyzji. Woziłem się po mieście, czułem się ważny. Ostatnio na temat życiowych zawirowań rozmawiałem z młodzieżą z ośrodka, to co usłyszałem, jest bliskie mojemu sercu.