Wypróbowałem trzy sposoby pieczenia: najpierw w piekarniku — niestety wyszły dość suche i popękane, później na suchej patelni — były już bliskie ideału, jednak znów delikatnie popękały, dlatego w trzeciej próbie wlałem kapkę oleju kokosowego — wyszło super, powstały charakterystyczne bąble powietrza, a sam wypiek stał się bardziej elastyczny i wyrośnięty. Podpłomyki podałem z moją ukochaną tapenadą z czarnych oliwek, którą kilka lat temu odkryłem w Hiszpanii oraz grillowanym fenkułem, pomidorkami, serem feta i świeżą bazylią. Idealnie sprawdzi się na wszelkie imprezy i spotkania ze znajomymi, gdzie takie podpłomyki możemy podać w formie oryginalnych przekąsek. 😉 Fajnym dodatkiem okazał się również olej z pestek dyni, który nadał im niepowtarzalnego aromatu. Oczywiście nie są tak puchate jak ich pszenni krewni, ale nie wyszedł gniot, jak to zwykle bywa przy braku glutenu.