W jednej z polskich placówek medycznych doszło do niecodziennej sytuacji, która wymusiła natychmiastową reakcję służb i personelu. Choć okoliczności nie wskazują na poważną awarię budowlaną, zagrożenie dla pacjentów było realne. Co dokładnie się wydarzyło? Szczegóły poniżej.
Do szpitala wdarła się woda
W piątkowy poranek, 11 lipca 2025 roku, doszło do niecodziennego incydentu w Szpitalu Powiatowym w Giżycku. Z powodu nasilonych opadów deszczu oraz trwających na miejscu prac budowlanych, zalaniu uległa część budynku, w tym wrażliwy Oddział Intensywnej Opieki Medycznej (OIOM).
Zagrożeni pacjenci i sprzęt medyczny
Jak poinformował Grzegorz Zubowicz z giżyckiej straży pożarnej, przyczyną zalania było połączenie dwóch czynników:
-
obfitych opadów deszczu, które wystąpiły w regionie,
-
oraz rozbudowy budynku, podczas której powstaje nowe piętro nad OIOM-em i SOR-em.
Na niezabezpieczonym stropie nagromadziła się woda, która zaczęła przeciekać na niższe kondygnacje, w tym na parter, gdzie znajdują się pacjenci wymagający intensywnego nadzoru medycznego.
Obawa o ryzyko zwarcia
Oddział Intensywnej Opieki Medycznej to miejsce, gdzie funkcjonowanie aparatury medycznej jest kluczowe. W obecnej sytuacji na miejscu znajdowały się:
-
urządzenia podtrzymujące życie,
-
sprzęt monitorujący funkcje życiowe,
-
oraz elektronika podatna na wilgoć i wodę.
Zapadła decyzja o ewakuacji
Pojawiły się uzasadnione obawy o zwarcia instalacji, dlatego – mimo że konstrukcyjnie budynek nie był zagrożony – zapadła decyzja o natychmiastowym przeniesieniu pacjentów do innych szpitali.
Jak podają służby, ewakuacja została przeprowadzona sprawnie i bezpiecznie. Pacjenci zostali przewiezieni do placówek w województwie warmińsko-mazurskim, w których dostępny jest odpowiedni sprzęt i personel gotowy do ich dalszego leczenia.
Władze szpitala podkreślają, że nie doszło do żadnych poważnych konsekwencji zdrowotnych dla pacjentów. Cała operacja została skoordynowana z zachowaniem obowiązujących standardów.
„To nie katastrofa budowlana” – uspokajają strażacy
Wbrew obawom części mieszkańców, nie doszło do poważniejszych uszkodzeń konstrukcyjnych. Jak zaznaczył Grzegorz Zubowicz, sytuacja nie przypomina zawalenia się stropu czy pękających ścian.
Porównał ją raczej do domowej awarii: „To jakby woda z wanny przelała się do mieszkania. Problemem jest jednak specyfika tego miejsca – to oddział ratujący życie, nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko” – tłumaczył.
źródło: rmf24.pl /reporter RMF FM Krzysztof Zasada