W rurociągu Nord Stream wykryto kolejny, czwarty już wyciek gazu - informują szwedzkie władze. Natknęła się na niego szwedzka Straż Przybrzeżna. Co więcej, szwedzkie media donoszą także o coraz większej ilości dowodów na to, że przy rurociągu doszło do trzeciego już wybuchu.
"Według Sjöfartsverket (szwedzka Straż Przybrzeżna) wyciek znajduje się pomiędzy dwoma wyciekami na Nord Stream 1 na wysokości Simrishamn, ale pochodzi z Nord Stream 2, który biegnie równolegle. Wyciek ten leży w szwedzkiej strefie ekonomicznej i ma na powierzchni morza 200 metrów średnicy" - donoszą szwedzkie media.
Na wodach Szwecji doszło już do dwóch wycieków. Dwa inne znajdują się na wodach Danii.
Jaka jest przyczyna wycieków gazu z Nord Stream 1 i 2
W mediach co chwilę pojawiają się pewne spekulacje na temat przyczyn wycieków gazu. Jak na razie pewnym jest jedynie fakt, że rurociąg uszkodzony został z zewnątrz, prawdopodobnie celowo. Nie jest bowiem możliwe, zdaniem ekspertów, aby doszło do awarii, czy wypadku. Premier Danii Mette Frederiksen stwierdziła, że uszkodzenia gazociągów "były celowe, a w ich pobliżu odnotowano wybuchy". Oficjalnie potwierdzono na razie dwa wybuchy. Coraz więcej dowodów pojawia się jednak także odnośnie trzeciego wybuchu.
Sky News donosi, że do zniszczenia rur mogło dojść za pomocą zdalnie detonowanych materiałów wybuchowych. Portal powołuje się na swoje źródła w brytyjskim ministerstwie obrony.
Politycy wielu krajów sugerują, że za atakami stoi strona Rosyjska. Rzecznik Kremla stanowczo temu zaprzecza:
"Czy moglibyśmy zyskać na tym wszystkim? Nie, nie mogliśmy. Straciliśmy drogę dostaw gazu do Europy" - stwierdził Dimitrij Pieskow.
Oskarżenia padają jednak także w stronę Stanów Zjednoczonych. Sugerował to między innymi Radosław Sikorski - były szef MSZ.
Jednak także Amerykanie stanowczo zaprzeczają, by mieli cokolwiek wspólnego z tymi eksplozjami. Dodają, że jest to oczywista rosyjska dezinformacja.
"Idea, że Stany Zjednoczone w jakikolwiek sposób zamieszane w ten prawdopodobny sabotaż gazociągów Nord Stream, jest niedorzeczna. To nic więcej, niż funkcja rosyjskiej dezinformacji i tak powinna być traktowana" — powiedział rzecznik Departamentu Stanu.