Niepokój w środowisku oświaty narasta. Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiada zmiany, które mogą na nowo zdefiniować codzienną pracę nauczycieli. Mowa przede wszystkim o zwiększeniu liczby godzin spędzanych „przy tablicy”, co dla wielu pedagogów oznaczałoby całkowite przemodelowanie rytmu pracy oraz obowiązków.
18 godzin to już przeszłość? MEN analizuje nowe modele pensum
Obecnie pensum wynosi 18 godzin dydaktycznych tygodniowo, ale wiceminister edukacji Henryk Kiepura otwarcie przyznaje, że ten model jest niewystarczający. Jego zdaniem system nie odzwierciedla rzeczywistych obowiązków nauczycieli, zwłaszcza w świetle orzeczeń sądowych, które nakazują dokładniejsze dokumentowanie czasu pracy.
MEN rozważa więc zwiększenie pensum nawet do 24 godzin tygodniowo, co oznaczałoby aż jedną trzecią więcej pracy z uczniami niż obecnie. W praktyce mogłoby to całkowicie zmienić organizację pracy w szkołach.
Nauczyciele oburzeni: „To zamach na jakość edukacji!”
W odpowiedzi na rządowe propozycje nauczyciele nie kryją frustracji. Podkreślają, że:
-
większe pensum to mniej czasu na przygotowanie lekcji,
-
trudniej będzie dbać o indywidualne podejście do ucznia,
-
wzrośnie wypalenie zawodowe i liczba odejść z pracy.
Jak zauważa jedna z polonistek zwiększenie pensum oznacza kolejne 150 uczniów. To oznacza rezygnację z prac pisemnych, bo nauczyciele nie dadzą rady tego sprawdzić.
Wielu nauczycieli podkreśla, że obecne 18 godzin „przy tablicy” to tylko wierzchołek ich obowiązków. Często kolejne kilkanaście godzin tygodniowo pochłania przygotowanie materiałów, sprawdzanie klasówek czy prowadzenie dokumentacji.
A jednak nie wszyscy mówią „nie”
Mimo ostrej krytyki, w debacie pojawiają się również głosy wskazujące, że większe pensum mogłoby pomóc nauczycielom pod względem finansowym — oczywiście pod warunkiem, że reforma pensum pójdzie w parze z odpowiednimi podwyżkami.
Robert Górniak, nauczyciel i wicedyrektor z Sosnowca, wskazywał, że 18 godzin to gwarancja głodowych zarobków. Gdyby pensum wynosiło 24 godziny i jednocześnie podniesiono pensje o 20%, jeden etat w końcu zapewniałby godne życie.
To jednak odosobnione głosy. Większość pedagogów uważa, że zwiększenie liczby godzin dydaktycznych pogłębi chaos, zamiast go uporządkować.
Samorządy: obecny system jest przestarzały
Samorządowcy od lat alarmują, że system pensum jest niesprawiedliwy. Każdy nauczyciel — niezależnie od tego, czy uczy matematyki, chemii, muzyki czy języka polskiego — ma takie samo pensum, choć realne obciążenie pracą między przedmiotami bywa ogromnie różne.
Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina ds. oświaty, zwraca uwagę:
„Mamy dziś bardzo anachroniczny system. Nawet sami nauczyciele podkreślają, że obowiązujące zasady są niesprawiedliwe – wszyscy mają takie samo pensum, mimo że wykonują bardzo różne zadania”.
Jednocześnie samorządy podkreślają, że zwiększenie pensum nie rozwiąże największego problemu szkół: braków kadrowych.
Pracują więcej niż pełen etat, ale wciąż brakuje rąk do pracy
ZNP podaje, że w szkołach w całej Polsce nauczyciele realizują ponad 2 miliony godzin ponadwymiarowych tygodniowo. To efekt ogromnych wakatów oraz odchodzenia kadry z zawodu. Wielu nauczycieli pracuje na 1,5 lub 2 etatach.
To właśnie ta grupa najbardziej obawia się zwiększenia pensum — utrzymanie dotychczasowych obowiązków przy większej liczbie godzin dydaktycznych może okazać się fizycznie niemożliwe.
A co z wynagrodzeniami? Podwyżki rosną, ale to wcale nie uspokaja sytuacji
Rząd podkreśla, że pensje w oświacie rosną:
-
w 2024 roku podwyżki sięgnęły 30%,
-
w 2025 roku – kolejne 5%,
-
a według założeń na 2026 rok wynagrodzenia mają być wyższe o 41–44% w porównaniu z 2023 rokiem.
Jednak te wzrosty zbiegły się z faktem, że 36% nauczycieli przekroczyło drugi próg podatkowy, co sprawia, że część podwyżek „znika”. Dla pedagogów, którzy już dziś pracują ponad siły, wizja większego pensum w połączeniu z wyższym obciążeniem podatkowym jest nie do przyjęcia.
Dokumentowanie czasu pracy — kolejna rewolucja?
Nowa reforma ma dotyczyć nie tylko pensum, ale także sposobu rozliczania czasu pracy. Wiceminister Kiepura uważa, że konieczne jest:
-
dokładne dokumentowanie wszystkich aktywności nauczyciela,
-
wprowadzenie systemu ewidencjonowania zgodnego z Kodeksem pracy,
-
uporządkowanie relacji między obowiązkami dydaktycznymi a statutowymi.
W praktyce może to oznaczać poważną biurokratyczną rewolucję w szkołach.
Co dalej? Środowisko czeka na decyzję MEN
Na ten moment żadne ostateczne rozwiązania nie zostały przyjęte, jednak z wypowiedzi ministerstwa jasno wynika, że dotychczasowy model pracy nauczycieli będzie gruntownie zmieniony.
Reforma może:
-
zwiększyć pensum,
-
zmodyfikować system wynagrodzeń,
-
uporządkować dokumentowanie czasu pracy,
-
ale też wywołać największy od lat kryzys kadrowy, jeśli zostanie wdrożona zbyt gwałtownie.
Jedno jest pewne — w polskiej oświacie nadchodzą radykalne zmiany, a to, czy poprawią warunki pracy nauczycieli, czy je dodatkowo skomplikują, zależy od finalnych decyzji MEN.