Przydałaby się jeszcze zielona pietruszka, ale bestia tak nieśmiało wygląda na razie spod ziemi, że nie chcę jej jeszcze napastować, niech rośnie na nać na schwał. Składniki: 1/2 szklanki suchej kaszy jaglanej 1/2 kostki białego sera 1 jajko 1 cebula 1 marchewka 1-2 ząbki czosnku garść pokrzywy, szczypiorku, natki pietruszki, koperku, słowem to co się ma zielonego olej pokruszone płatki kukurydziane (śniadaniowe) ewentualnie 2 łyżki bułki tartej sól, pieprz Na patelni, na dwóch łyżkach oleju przesmażamy cebulę pokrojoną w kostkę, pokrojony drobno czosnek oraz poszatkowaną na dużych oczkach marchewkę. Do pokrzywy czuję wybitną miętę, cenię ją za prozdrowotny całokształt, zresztą poświęciłam jej oddzielny post tutaj, bo naprawdę zasługuje na potraktowanie jej przez nas jak rarytas, a nie chwaścior. Kaszę gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, ale pamiętajcie - żeby na pewno nie miała w sobie goryczki, przelejcie ją przed gotowaniem wrzątkiem. Zachciało mi się ich właśnie dzisiaj, kiedy zobaczyłam, że mój szczypiorek, co prawda chudy jeszcze jak przysłowiowy szczypiorek na wiosnę, mógłby już rozpocząć sezon zbiorów nowalijek. Dotąd te kotleciki wychodziły mi o tyle, o ile, wszystko przez obecność sera, który pod wpływem temperatury mazia się i trochę pacia, więc niestety powoduje, że podczas smażenia, szczególnie przewracania lubią się one trochę rozłazić, deformować. Cebulka siedmiolatka też na razie wygląda na przedszkolaka, ale co tam, nich idzie do gara. Teraz, przed świętami takie lekkie danie jest jak znalazł, mięsiwa niech poczekają na swój czas jeszcze kilka dni. Wszystko mieszamy na jednolitą masę, jeśli jest zbyt rzadka, dodajemy 1-2 łyżki bułki tartej. Formujemy nieduże kulki, otaczamy je w płatkach, delikatnie spłaszczamy do kształtu kotlecika i z obu stron smażymy na oleju do złotego koloru.