Ile razy można pisać o tym jak beznadziejna pogoda za oknem albo jak bardzo nie mam na nic czasu bo mam zaległości na uczelni? Staję wtedy zawsze przed problemem co do Was napisać. I dziś porozmawiamy na temat pewnej denerwującej tendencji w internecie.
Ze skrajności w skrajność
Odnoszę wrażanie, że ludzie w sieci dzielą się na tych, którzy hejtują oraz na tych, którzy by bardzo chcieli coś robić ale nie za bardzo mają pomysł na to jak, więc lecą po linii najmniejszego oporu i kopiują innych. Sama mam po dziurki w nosie wiecznego narzekania w każdym zakamarku internetu. W końcu życie to nie tylko pasmo porażek i cierpienia. Ale z drugiej strony, tym bardziej mam dość wszystkich super-hiper-motywujących (oczywistych) tekstów, które miały by mnie w jakiś magiczny sposób zachęcić do wstania i zrobienia ze swoim życiem czegoś pożytecznego.
Czy tylko ja reaguję ironicznym uśmiechem na kolejny "motywujący" wpis u ludzi, którzy całe swoje życie układają pod piękne zdjęcia na instagramie? Może jestem zbyt ostra i ktoś faktycznie czuje się lepiej po przeczytaniu po raz stutysięczny "dasz radę, całe twoje życie zależy tylko od ciebie" blablabla ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że te oklepane frazesy cokolwiek dają (prócz irytacji). Choć jest wyjątek, z którego zawsze się śmieję: "To nie poniedziałek jest chujowy, tylko Twoje życie".
Co innego kiedy ktoś motywuje w sposób niecodzienny, jakby chociaż Paulina z kanału Lisie Piekło w tym . Po jego obejrzeniu miałam ochotę każdego następnego ranka wstawać o 6:30, biegać i jeść ultazdrowe śniadania. Ograniczyło się to do tego, że po wstaniu piję na czczo wodę z cytryną, ale to już jakaś zamiana, prawda? W przeciwieństwie do efektu jaki daje kolejny i następny tekst typu "jeśli czegoś bardzo chcesz to to osiągniesz".