Joanna Kołaczkowska, jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej sceny kabaretowej, odeszła 17 lipca 2025 roku. Wiadomość o jej śmierci poruszyła zarówno wiernych fanów, jak i środowisko artystyczne. Mało kto jednak wiedział, że aktorka przez wiele lat przygotowywała się do tego momentu – z pełną świadomością i spokojem zaplanowała każdy szczegół swojego pożegnania z życiem.
Nie bała się mówić o śmierci
Podczas gdy dla wielu ludzi temat śmierci pozostaje trudnym i często unikanym zagadnieniem, Kołaczkowska traktowała go z dużą dozą dystansu i naturalności. W rozmowie sprzed kilku lat, nagranej z Szymonem Majewskim, otwarcie mówiła o tym, jak wyobraża sobie własny pogrzeb. To nie był temat tabu – wręcz przeciwnie. Z charakterystycznym dla siebie humorem i szczerością dzieliła się refleksjami, które dziś nabierają szczególnej mocy.
— Od najmłodszych lat myślałam o swoim pogrzebie — wyznała w rozmowie. Te słowa dziś wybrzmiewają wyjątkowo mocno, pokazując, jak głęboko świadoma była swojej śmiertelności i jak bardzo chciała mieć wpływ na sposób, w jaki zostanie pożegnana.
Konkretne życzenia – bez księdza, bez konwenansów
Jednym z najważniejszych punktów planu Joanny było to, że nie chciała ceremonii katolickiej. Choć wychowana w kraju o silnych tradycjach religijnych, artystka wybrała inną drogę – zgodną ze swoimi przekonaniami i tożsamością. Jasno zaznaczyła, że jej pogrzeb nie powinien być związany z żadnym obrządkiem religijnym.
Co więcej, życzyła sobie kremacji. Była to decyzja podjęta świadomie i komunikowana bez wahania. Dla Kołaczkowskiej istotne było, by jej odejście miało charakter symboliczny, ale też pozbawiony ciężkiego, patetycznego tonu.
Kabaret Hrabi zawiesza działalność
Informacja o śmierci Joanny była ogromnym ciosem dla członków kabaretu Hrabi, z którym artystka współpracowała przez wiele lat. Już w kwietniu 2025 roku zespół ogłosił zawieszenie działalności, gdy ujawniono, że Kołaczkowska zmaga się z poważną chorobą. Nowotwór, z którym przyszło jej walczyć, nie pozwolił na powrót na scenę.
Dla zespołu, jak i dla publiczności, strata ta jest niepowetowana. Kołaczkowska nie była jedynie twarzą kabaretu – była jego sercem. Jej niepowtarzalny styl, błyskotliwość i ogromne poczucie humoru na zawsze pozostaną częścią polskiej kultury kabaretowej.
Pogrzeb na własnych zasadach
Choć nie znamy jeszcze dokładnych dat i szczegółów ceremonii pożegnalnej, można się spodziewać, że zostanie ona przeprowadzona zgodnie z wolą Joanny – bez religijnego ceremoniału, z szacunkiem dla jej osobistych przekonań i z atmosferą, która odda jej wyjątkową osobowość.
Niektóre źródła wskazują, że artystka pozostawiła swoim bliskim jasne instrukcje. To dowód na jej niezwykłą uważność i dbałość o szczegóły, również w tak trudnym temacie, jakim jest śmierć.
Ostatnie przesłanie
W czasach, gdy wielu unika rozmów o przemijaniu, Joanna Kołaczkowska przypomniała, że świadomość własnej śmiertelności nie musi oznaczać strachu czy smutku. Wręcz przeciwnie – może być okazją do refleksji, uporządkowania spraw i przekazania bliskim czegoś ważnego.
Jej postawa to nie tylko wyraz odwagi, ale również ogromnej klasy. Pozostawiła po sobie nie tylko śmiech i wspomnienia ze sceny, ale też wzór godnego i świadomego pożegnania.
Dziedzictwo, które zostaje
Śmierć Joanny Kołaczkowskiej to nie tylko koniec pewnego etapu w historii polskiego kabaretu, ale również początek nowej rozmowy o tym, jak mówić o odchodzeniu – z otwartością, szacunkiem i bez lęku.
Jej życie i sposób, w jaki je zakończyła, uczą, że nawet w najbardziej bolesnych momentach można pozostać sobą.