Globalny CIT, czyli podatek obejmujący największe firmy z przychodem przekraczającym 750 mln euro, zacznie obowiązywać w Polsce już 1 stycznia 2025 roku. Wszystko jednak wskazuje na to, że największe koszty poniesiemy my, jako zwykli obywatele. Oto dlaczego tak się stanie.
Polska spóźniona z wprowadzenie globalnego CIT-u
Globalny CIT to inicjatywa Unii Europejskiej, która chciała w końcu ukrócić unikanie podatków przez największe firmy.
Chodzi o utrudnienie płacenia podatków w tak zwanych rajach podatkowych. Wielkie korporacje często bowiem rejestrują firmę w kraju, gdzie podatki są najniższe, ale zysk generują np. w Polsce.
Globalny CIT natomiast zmusza firmy do płacenia podatków tam, gdzie generują zysk, a nie tam, gdzie mają siedzibę. Dzięki temu do budżetu tych państw wpływają spore sumy pieniędzy.
Polska jednak rękami i nogami broniła się przed wprowadzeniem u siebie globalnego CIT-u. Powod? Obawa, że wielkie firmy przestaną dokonywać inwestycji w naszym kraju ze względu na konieczność płacenia podatku.
W końcu jednak trzeba było wprowadzić w Polsce nowe przepisy, ale rząd zrobił manewr, który nie sięgnie do kieszeni największych korporacji, ale zwykłych polskich podatników.
Grant gotówkowy dla największych spółek
Polski rząd, w obawie, że odstraszy duże inwestycje zagranicznych spółek, postanowił zaproponować pewną rekompensatę za wprowadzenie globalnego CIT-u.
– Chcemy zamienić ulgę podatkową na coś, co ja roboczo nazywam cash grant, czyli zwrot gotówkowy, który na koniec dnia będzie tym samym, co ulga podatkowa albo bardzo zbliżonym (…). Jest to ewidentnie chęć utrzymania ulg inwestycyjnych pomimo wprowadzenia podatku globalnego – mówił w TVN24 dyrektor departamentu rozwoju inwestycji w MRiT Maciej Żukowski.
Problem jednak polega na tym, że te granty gotówkowe będą wypłacane największym korporacjom z budżetu państwa, czyli z kieszeni każdego obywatela płacącego w Polsce podatki.