Przepis
Robię te słodkości od lat. Są banalne, a wprawiają mnie w zachwyt za każdym razem, kiedy ich próbuję. Kojarzą mi się też z... Wenezuelą. To właśnie do tego kraju należą rajskie wyspy, na których kręcono reklamę Bounty. Żeby się na nie wybrać trzeba w agencji turystycznej wykupić wycieczkę, potem zaufać pilotowi małej awionetki i już możemy stanąć na białym piasku archipelagu wysp Los Roques.
Niestety cena takiej zabawy przyprawia o zawrót głowy (powyżej 100$ od osoby), a to w końcu tylko plaża. Chociaż cudowna i fascynująca, dalej jest tylko wielkim zbiorem piasku. Dlatego nie było mi dane się tam zapuścić. I nawet szczególnie nie żałuję ;) Przypominam sobie jednak o niej przy każdym robieniu tego domowego Bounty i na chwilę, z każdym kęsem przenoszę się na ciepłą plażę prosto z reklamy. Idealnie sprawdzają się też jako drobny prezent!
SKŁADNIKI:
- 200 g wiórków kokosowych drobno mielonych
- 7 czubatych, stołowych łyżek cukru pudru
- pół szklanki śmietanki kremówki 30%
- 1/3 kostki masła
- 1,5 tabliczki mlecznej czekoladyW wersji dla dorosłych można użyć też kieliszek albo dwa rumu ;)
PRZYGOTOWANIE:
W garnku rozpuszczam masło i kremówkę. Ściągam mieszankę z kuchenki, dokładam wiórki kokosowe i cukier puder. W wersji dla dorosłych dolewam jeszcze rum. Wszystko dokładnie mieszam aż zrobi się dosyć sztywna masa. Blachę do pieczenia wykładam papierem albo folią aluminiową. Z masy lepię niezbyt duże kulki i układam na blasze. Jeśli mamy ciepłe ręce masło obecne w naszej kokosowej mieszance będzie utrudniało formowanie zgrabnych pralinek. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Odstawiamy w chłodne miejsce (teraz taka pora roku, że ja wystawiłam na pół godziny na balkon) i czekamy aż nasze kulki stwardnieją.
W tym czasie rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej, przynosimy kokosowe kulki z powrotem. Zatapiamy każdą w czekoladzie i układamy jeszcze raz na blasze. Można od razu oblać czekoladą całe kulki albo jeśli macie więcej czasu to zrobić to tak jak ja, na dwie tury. Najpierw zatapiam pralinki w czekoladzie do połowy, odstawiam do zastygnięcia i zatapiam drugą połowę.
Najlepiej smakują w temperaturze pokojowej, kiedy czekolada nie jest zimna. Jeśli jednak chcecie, żeby przetrwały kilka dni to trzeba je trzymać w lodówce.
Smacznego! Dla smaku dokładam jeszcze zdjęcie wenezuelskiej plaży, choć nie z archipelagu Los Roques, to równie rajskiej - akurat w trakcie burzy :)