W najbliższy piątek (9 lutego) szykuje się protest rolników na ogromną skalę. Stanisław Barna, rolnik koordynujący część blokad w Wielkopolsce w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdza, że coś takiego nie miało miejsca od 20 lat i jednocześnie przyznaje, że "będzie bolało", bowiem sytuacja dotknie cały kraj. Jednocześnie tłumaczy, dlaczego rolnicy zmuszeni są do wyjścia na ulice.
Skala protestu - 170 blokad rolniczych na mapie Google
Na mapie platformy Google już odnotowano aż 170 blokad rolniczych, gdzie rolnicy informują o planowanym proteście na piątek, 9 lutego. Polscy rolnicy podążają za przykładem kolegów z Francji, Belgii i Niemiec, gdzie urzędników i supermarkety oblano gnojowicą oraz obornikiem. Główne motywacje protestów to spadek dochodów rolników spowodowany importem produktów rolno spożywczych z Ukrainy do UE oraz zasady ustalone przez UE w ramach Zielonego Ładu.
Mobilizacja jak za czasów Samoobrony
Stanisław Barna uważa, że piątkowe protesty będą porównywalne do tych z czasów działalności Samoobrony i Andrzeja Leppera. - "Liczymy, że blokada Poznania zgromadzi około 1000 traktorów, a ja osobiście koordynuję jeszcze 13 innych blokad po 50 pojazdów każda. Od 20 lat nie dostrzegłem takiej jednomyślności wśród rolników w kwestii konieczności wyjścia na ulice" - podkreśla w rozmowie z z WP.
Zapowiedź dalszych protestów
Zaznacza również, że protesty nie skończą się 9 lutego. Kolejne manifestacje zostały zaplanowane na 20 lutego i mają przyjąć jeszcze ostrzejszą formę. Rolnicy zamierzają wówczas zablokować dojazdy do granicy z Ukrainą, także główne drogi transportu kołowego i kolejowego oraz centra handlowe. Może to spowodować braki w zaopatrzeniu, ponieważ dostawcy nie zdołają dowieźć towarów do sklepów.
Rolnicy przepraszają w mediach społecznościowych za wszelkie niedogodności powstałe w wyniku całej sytuacji. Podkreślają, że ich działania wynikają z walki o byt.