Reporterzy programu „Fakty” TVN postanowili przeprowadzić prowokacje. Wojciech Bojanowski, który jest szefem zespołu projektów specjalnych TVN24, ujawnił szczegóły procederu wystawiania fałszywych certyfikatów covidowych, w którym brał udział. Policja bada sprawę, prowadzone są obecnie czynności wyjaśniające.
Obostrzenia dla niezaszczepionych
Pandemia koronawirusa nabiera na sile. Wiele krajów decyduje się na surowe obostrzenia dla niezaszczepionych osób. W niektórych krajach osoby bez certyfikatu szczepienia przeciw Covid-19 nie mogą uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, sportowych czy korzystać z niektórych usług oraz wchodzić do placówek usługowych.
W środę w polskim sejmie odbyło się spotkanie dotyczące projektu ustawy ws. weryfikacji szczepień przeciw Covid-19 przez pracodawców.
Zgodnie z projektowanymi przepisami, jeśli pracownik nie będzie zaszczepiony, to przedsiębiorca będzie mógł zreorganizować pracę, np. przenieść takiego pracownika do działu, gdzie nie będzie miał styczności z klientami.
Prowokacja reporterów
Dziennikarze TVN zajmowali się sprawą „pseudoszczepień” od dłuższego czasu. Przez pewien okres obserwowali działalność Centrum Medycznego działającego pod Krakowem. Pozyskali oni dokumenty, które sugerowały nieprawidłowości w funkcjonowaniu tej placówki. Reporterzy chcieli jednak uzyskać 100%-owy dowód. Zdecydowali się na zorganizowanie prowokacji i wzięli udział w „pseudoszczepieniu”.
Wojciech Bojanowski o szczegółach procederu mówił w czwartek na antenie TVN24.
Pseudoszczepienia
Mężczyzna udał się do placówki. Spotkał się z szefem kliniki, który wypełnił za dziennikarza ankietę. Wojciech Bojanowski nie był proszony o okazanie żadnych dokumentów. Dokonał płatności za „usługę”, która kosztowała 450 złotych. Mężczyzna w reportażu mówił, że istnieje również możliwość „zdalnego szczepienia” – bez przychodzenia do placówki. Koszt takiego procederu to 630 złotych.
Mężczyzna po odczekaniu w kolejne udał się do gabinetu zabiegowego. Jedyną czynnością wykonaną przez pielęgniarkę było naklejenie plastra na rękę dziennikarza. Wojciech Bojanowski usłyszał, że wystarczy już tylko czekać na uzyskanie certyfikatu covidowego.
Pomimo powszechnej dostępności szczepionek w określone dni przed tym właśnie centrum medycznym ustawiały się długie kolejki osób z ankietami medycznymi.
Okazuje się, że pośrednikami w procederze są fizjoterapeuci, biznesmeni i kosmetyczki.
Sfałszowany dokument pojawia się zazwyczaj po godzinie na internetowym koncie pacjenta.
Dziennikarz w reportażu poruszył temat danych podawanych przez Ministerstwo Zdrowia, które wskazują na 20 mln zaszczepionych obywateli. Obawy mężczyzny dotyczą kontroli MS sposobu przebiegu szczepień.
Warto przypomnieć, że odpowiedzialność karna grozi nie tylko osobom zaangażowanym w fałszowanie certyfikatów, ale także osobom posługującym się takim dokumentem.
Dyrektor centrum odpowiada
Dyrektor Centrum zdecydował się wypowiedzieć przed kamerą. Stwierdził, że wszyscy ludzie, którzy posiadają certyfikaty, zostali zaszczepieni. Sprawa badana jest obecnie przez policje, prowadzone są czynności wyjaśniające.
Opinia eksperta
Do sprawy fałszowania certyfikatów odniósł się niedawno ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19 – Paweł Grzesiowski. Mężczyzna podkreśla, że ludzie korzystający z takich usług są nieodpowiedzialni. Uważa on, ze szkodzą sobie, ale także otoczeniu. Narażają swoich bliskich na duże niebezpieczeństwo.
„ […] Mamy tutaj do czynienia z sytuacją, która jest wysoce naganna społecznie. Mamy środek pandemii i ktoś produkuje nam bomby biologiczne. To nie może być bezkarne” – mówił Paweł Grzesiowski w rozmowie w „Dzień dobry TVN”.