Ratownicy medyczni protestują. W ramach tego protestu po prostu odchodzą z pracy lub idą na zwolnienia lekarskie. Ostrzegają jednocześnie, że we wrześniu, gdy skala zachorowań wzrośnie, personelu będzie zbyt mało, by opanować sytuację. W taki sposób grupa zawodowa chce zwrócić uwagę na fakt swoich zbyt niskich zarobków.
W programie „Polska i Świat” Karolina Bałuc pokazała, że ratownicy medyczni nie żartują
- Ratownicy odchodzą z pracy, rozwiązują umowy, albo gruntownie się badają i idą na zwolnienia lekarskie - opisuje sytuację Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.
Przykładem może być tutaj Wrocław czy Białystok. W tych miastach wielu ratowników medycznych już złożyło wymówienia.
- Na wypowiedzeniu jest 135 osób i to de facto stanowi dwie trzecie obsad karetek - zaznacza Paweł Zaworski, ratownik medyczny z Białegostoku.
Jakie warunki stawiają ratownicy medyczni?
Ratownicy medyczny chcą przede wszystkim podwyżek pensji. Choć COVID-19 nieco ustąpił, oni wciąż bardzo ciężko pracują. Od czerwca nie otrzymują natomiast dodatków covidowych.
Michał Fedorowicz, ratownik z Warszawy wyliczył, że ratownicy medyczni zarabiają zbyt mało przynajmniej jak na koszty życia w Warszawie. Według niego jest to około 3 500 zł.
Co więcej, do tego dochodzą jeszcze koszty szkoleń i inne niezbędne wydatki (np. odpowiednia do pracy odzież), jeśli dana osoba ma działalność gospodarczą.
Minister zdrowia twierdzi, że to wina pracodawców
- To jest w tej chwili po stronie pracodawców. Ministerstwo przekazuje środki, a pracodawcy powinni indywidualnie w całym kraju do takich porozumień dojść – twierdzi Waldemar Kraska.
Piotr Owczarski, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Medycznego "Meditrans" w Warszawie twierdzi jednak, że odpowiedzialność za pensje ratowników medycznych ponosi Ministerstwo Zdrowia. To oni mają bowiem te pieniądze i to oni je przyznają.
- Minister za mnie oklaskami nie spłaci kredytu, ani za mieszkanie, ani za samochód. To trochę krótka droga od bohatera do zera. Naprawdę ludzie wolą za tę kwotę sprzedawać książki na infoliniach, niż ratować ludzkie życie - komentuje Maciej Koperski.