Zrobiłam się bardzo sentymentalna i zamarzyły mi się pierniczki takie z dawnych lat...kiedyś gdy byłam młodsza tak się ozdabiało pierniczki. Coraz bliżej Świat,coraz piękniej pachnie w domu...skórka pomarańczowa,pierniczki..zapach roznosi się po całym domu i sprawia,że robię się niecierpliwa .... Co najważniejsze...pierniczki nie zmieniają kształtu w trakcie pieczenia więc są doskonałe gdy chcemy zrobić z nich choinki,świeczniki czy ozdoby. Nie wiem czy Wam się podoba ,ale ja się w nich zakochałam i powróciły piękne wspomnienia. Lukier: - 400g cukru pudru - ok 3 łyżki gorącej wody - sok z 1 cytryny Wycisnąć sok z cytryny i przecedzić przez sitko. Jak widać w tym roku postanowiłam,że nie będę się bawić w piękne dekoracje. Składniki: - 2 szklanki maki - płaska łyżeczka sody - 1 przyprawa do piernika - czubata łyżka masła bądź margaryny - 1 jajko - 1/4 szklanki miodu(może być sztuczny) - 3/4 szklanki cukru Miód podgrzewamy z cukrem i masłem. Lukier wyjdzie dość gęsty,ale nie nadaje się on by tworzyć z niego piękne wzorki... U mnie mija drugi tydzień..wprost rozpływają się w ustach..jak to stwierdził mój mąż. Pierniczki im dłużej leżakują zamknięte w puszce w chłodnym miejscu tym są smaczniejsze.