W popularnych austriackich miejscowościach turystycznych zaczynają obowiązywać nowe zasady, które mogą zaskoczyć wielu gości. Restauratorzy wprowadzają limity czasowe pobytu przy stoliku – w większości lokali wynoszące maksymalnie 2 godziny.
Dlaczego wprowadzono ograniczenia?
Powodem zmian są coraz częstsze sytuacje, w których klienci spędzali w restauracjach całe popołudnia lub wieczory, zajmując miejsca zarezerwowane dla innych. Problem szczególnie nasilał się w okresach wzmożonego ruchu, np. w trakcie festiwali czy sezonu wakacyjnego. Efekt? Nowi goście musieli czekać nawet kilkadziesiąt minut na wolny stolik, mimo że mieli rezerwację.
Jak działa nowy system?
-
Standardowy czas – 120 minut od momentu rozpoczęcia wizyty.
-
Rezerwacje online – przy składaniu zamówienia stolika pojawia się informacja o limicie.
-
Możliwość wydłużenia – klienci mogą poprosić o dłuższy czas, ale muszą zaznaczyć to przy rezerwacji.
Przykład z Salzburga
W Salzburgu, jednym z turystycznych serc Austrii, system działa już w wielu lokalach. Jak przyznają właściciele, reakcje klientów są w większości pozytywne. Goście rozumieją, że dzięki temu każdy ma większą szansę na zjedzenie posiłku w dogodnym terminie.
– Musimy dbać zarówno o gości, jak i o płynność pracy – mówią restauratorzy. – W godzinach szczytu każdy stolik jest na wagę złota.
A w Polsce? To przecież nic nowego
Czytając tę informację trudno oprzeć się wrażeniu, że w Polsce podobna praktyka działa od lat. W wielu restauracjach, zwłaszcza w weekendy, przy rezerwacji od razu dostajemy informację, że stolik mamy „na dwie godziny”. I wcale nie jest to traktowane jako rewolucja – raczej naturalny element organizacji pracy lokalu.
Zresztą, spójrzmy na przykład: rezerwujemy stolik w sobotę na godzinę 12:00. Co ma zrobić restauracja, jeśli po nas już nikt nie zarezerwuje miejsca? W takiej sytuacji nikt raczej nie będzie nas wypraszał – limit ma sens głównie wtedy, gdy lokal jest obłożony, a rezerwacje następują jedna po drugiej.
Normalna praktyka czy przesada?
W Polsce przyzwyczailiśmy się, że w godzinach szczytu stoliki „rotują”, a w spokojniejszych porach można spędzić w lokalu znacznie więcej czasu. Dlatego wprowadzenie takiego systemu w Austrii wcale nie wydaje się aż tak zaskakujące – po prostu tam dopiero staje się to standardem.
A Wy co o tym myślicie? Czy dwugodzinny limit to rozsądne rozwiązanie, czy jednak niepotrzebne ograniczenie?