Tysiące Polek, które przeszły już na emeryturę, mogłyby otrzymywać nawet kilkaset złotych więcej miesięcznie. Problem w tym, że są one wykluczone z prawa do ponownego przeliczenia emerytury, mimo że inne kobiety – w bardzo podobnej sytuacji – mogą z niego korzystać. Wszystko przez decyzję sprzed ponad 20 lat i niejasne przepisy emerytalne.
Na czym polega problem?
W 1999 roku każdy Polak musiał zdecydować, czy chce przekazywać część składki do Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE). Część kobiet zrezygnowała z tego, co wtedy wydawało się rozsądne. Dziś okazuje się, że ta decyzja pozbawiła je prawa do korzystnego przeliczenia emerytury po 65. roku życia, zgodnie z przepisem wprowadzonym dopiero w 2014 roku (art. 26c ustawy o emeryturach i rentach z FUS).
Dla jednych podwyżka, dla innych nic
Kobiety, które po ukończeniu 60 lat przeszły na emeryturę, a ich składki były zapisywane na subkoncie ZUS (czyli miały OFE), mogą – po 65. roku życia – przeliczyć emeryturę na nowo. To przeliczenie opiera się na nowych tablicach długości życia i skutkuje podwyżką nawet o 70%. Średnio świadczenie rośnie o ponad 50%.
Ale jeśli kobieta nie miała OFE – ZUS odmawia przeliczenia, twierdząc, że nie ma subkonta. Problem w tym, że dziś ZUS prowadzi subkonto nawet tym, którzy nigdy nie byli w OFE, o ile pracowali po 2014 roku. To oznacza, że argument ZUS-u może być błędny.
Dlaczego to niesprawiedliwe?
Kobiety wykluczone z przeliczenia to aż 20 roczników – urodzone w latach 1949–1968. W momencie podejmowania decyzji o OFE nie mogły wiedzieć, że kilkanaście lat później powstanie przepis, który da przywileje tylko tym, którzy to OFE wybrali.
To tak, jakby ktoś dziś zmienił reguły gry i powiedział: „Twoja decyzja z 1999 roku miała skutki, o których nikt Cię nie poinformował, ale trudno – teraz masz mniej.”
Czy to zgodne z konstytucją?
Według ekspertów – nie. Dr Tomasz Lasocki z Uniwersytetu Warszawskiego porównuje tę sytuację do sprawy, którą w 2024 roku rozstrzygał Trybunał Konstytucyjny. Tam również osoby podejmujące decyzję zgodnie z obowiązującym prawem zostały później ukarane przez nowe przepisy. Trybunał orzekł, że to naruszenie zaufania obywatela do państwa.
Tutaj mamy bardzo podobny przypadek. Ustawa daje przywileje tylko części emerytek, chociaż pozostałe są w niemal identycznej sytuacji.
ZUS milczy, kobiety nie wiedzą
Co gorsza, ZUS nie informuje wystarczająco o przysługującym prawie do przeliczenia emerytury. Nawet te kobiety, które mogłyby z niego skorzystać, często nie mają o tym pojęcia. Była nawet w tej sprawie interpelacja poselska – posłowie podkreślali, że temat jest słabo nagłośniony, mimo że dotyczy ogromnych pieniędzy.
Dlaczego? Bo – jak sugerują eksperci – przeliczanie emerytur o kilkaset złotych więcej miesięcznie kosztuje państwo miliardy. Tymczasem „13.” i „14.” emerytura, choć medialne, są jednorazowe i mniej kosztowne.
Co mogą zrobić poszkodowane kobiety?
Mimo że ZUS nie wydaje oficjalnej decyzji odmownej (bo przeliczenie robi „z urzędu”), to kobiety nie są bezradne. Mają kilka możliwości:
-
Zaskarżenie decyzji o waloryzacji emerytury po 65. roku życia – to sposób, by sąd zajął się sprawą.
-
Zgłoszenie się do Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) – ten może skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego.
-
Wystąpienie do sądu powszechnego – jeśli czują się pokrzywdzone, mogą żądać równego traktowania.
Dr Lasocki zaznacza, że sądy powszechne mogą być ostatnią nadzieją, bo Trybunał Konstytucyjny może działać wolno, a ZUS wciąż nie uznaje błędu.
Kto może stracić najwięcej?
Co ciekawe – im wcześniej kobieta przeszła na emeryturę (np. w wieku 60 lat), tym większą miałaby podwyżkę po przeliczeniu w wieku 65 lat. To oznacza, że najwięcej straciły kobiety, które najszybciej zakończyły pracę.
Na przykład:
-
w 2022 roku przeciętna podwyżka po przeliczeniu wynosiła aż 71,2%!
-
w innych latach wahała się od 36% do prawie 60%.
To nie są drobne różnice – to setki, a czasem tysiące złotych rocznie.
Podsumowanie – czas na zmiany
Sprawa dotyczy nawet miliona kobiet, które z przyczyn całkowicie od siebie niezależnych zostały wykluczone z prawa do wyższej emerytury. Problem jest poważny, bo pokazuje, że system emerytalny nie traktuje wszystkich równo.
Czas, by temat trafił na wokandę sądową lub do Trybunału Konstytucyjnego. Ale zanim to nastąpi – warto, by kobiety same zaczęły działać. Bo jeśli nie upomną się o swoje prawa, państwo zrobi to za nie – bardzo niechętnie.