Coraz więcej kawiarni decyduje się na wprowadzenie zmian, które dla wielu osób mogą być zaskoczeniem. Chodzi o zwyczaj, który przez lata był normą i wpisał się w codzienność takich miejsc. Teraz nie wszędzie będzie już mile widziany – właściciele lokali mówią wprost, że mają dość!
Cisza, kawa i... praca z laptopem?
Przez ostatnie lata praca zdalna stała się normą, a kawiarnie często zamieniały się w nieformalne biura. Laptopy, ładowarki i zestawy słuchawkowe były codziennym widokiem, szczególnie w dużych miastach. Jednak coraz częściej właściciele tych lokali dochodzą do wniosku, że to, co miało być swobodną atmosferą, zaczyna wpływać negatywnie na innych gości oraz samą rentowność biznesu.
To nie tylko kwestia klimatu miejsca, ale też zwykłej opłacalności – klienci potrafią zajmować stolik przez kilka godzin, zamawiając jedną kawę. I choć takie zjawisko dotyczy głównie osób pracujących przy komputerze, jego wpływ odczuwają wszyscy.
Weekend? Tylko bez pracy
Niektóre lokale zdecydowały się na wprowadzenie zakazu używania laptopów w weekendy. To właśnie wtedy ruch w kawiarniach jest największy, a możliwość obsługi większej liczby klientów ma kluczowe znaczenie.
Jednym z pierwszych miejsc, które wprowadziły takie ograniczenia, była poznańska kawiarnia Taczaka 20. Właściciele opisali w mediach społecznościowych sytuację, która była punktem zapalnym: para klientów zajęła stolik od otwarcia aż do południa, zamawiając jedynie dwie kawy. W reakcji na to zdarzenie lokal zdecydował się na – jak to określono – „brutalny krok”, czyli całkowity zakaz pracy przy komputerach w weekendy.
Właściciele w mediach społecznościowych przyznali, że nie była to łatwa decyzja, ale konieczna. Chodziło o ochronę przestrzeni, która miała służyć spotkaniom i relaksowi, a nie cichym maratonom z arkuszem Excela.
Strefy bez laptopów
Nie wszystkie kawiarnie idą w kierunku całkowitych zakazów. Niektóre z nich tworzą specjalne „strefy bez laptopów”, które obowiązują w określonych godzinach lub przy konkretnych stolikach. To forma kompromisu, która pozwala pogodzić potrzeby różnych klientów – tych, którzy chcą spokojnie popracować, i tych, którzy przychodzą pogadać, poczytać albo po prostu odpocząć.
Jak podaje portal warszawa.naszemiasto.pl, taka praktyka zyskała popularność m.in. w Warszawie. Część lokali już testuje elastyczne zasady, obserwując, jak wpływają one na atmosferę i obroty. Jedno jest pewne – zmiana podejścia jest coraz bardziej zauważalna.
Właściciele przypominają!
Choć wielu klientom może się to nie podobać, kawiarnie nigdy nie były projektowane jako darmowe biura. Właściciele coraz częściej otwarcie mówią o tym, że stolik na cztery godziny z jedną kawą to po prostu nieopłacalny układ.
Z drugiej strony, wiele osób przyzwyczaiło się już do pracy w kawiarniach i traktuje je jako naturalne przedłużenie domowego biura. Właśnie dlatego zmiany wprowadzane po cichu w jednym mieście, mogą szybko stać się ogólnokrajowym trendem.
Zachowanie równowagi między wygodą klientów a realiami prowadzenia gastronomii okazuje się dziś ważniejsze niż kiedykolwiek.