“Mam 59 lat i całe swoje życie przykładam dużą uwagę do polskiej i katolickiej tradycji świątecznej. Wychowałam się w domu osób wierzących i tak też wychowywałam swoje dzieci. Nie jestem przyzwyczajona do innego obchodzenia Wielkanocy. Uważam, że to fanaberia, nieudolna próba bycia oryginalnym, a przede wszystkim grzech. Pech chciał, że właśnie tak ma zamiar postąpić moja synowa…” - pisze pani Dorota.
“Synowa zaprosiła mnie na Wielkanoc”
Mój trzydziestoletni syn w zeszłym roku wziął ślub. Długo na to czekałam, bo kilka lat żył ze swoją obecną żoną na kocią łapę.
Po ślubie kupili mieszkanie i w tym roku chcieli po raz pierwszy zorganizować święta wielkanocne u siebie. Nie spodobał mi się ten pomysł, bo lubię, gdy Wielkanoc wygląda tak, jak powinna. U siebie w domu mam większe szanse, aby tego wszystkiego dopilnować.
Stwierdziłam jednak, że nie będę im psuć humoru i od razu przyjęłam zaproszenie.
Nie trwało to jednak długo. Gdy dowiedziałam się, w jaki sposób synowa ma zamiar zorganizować święta, od razu zastrzegłam, że nie przyjdę.
“Carbonara zamiast jajek w majonezie?!”
Tydzień przed Wielkanocą syn z synową powiedzieli, w jaki sposób mają zamiar zorganizować te święta. Od początku wiedziałam, że będą klapą, bo nie organizuję ich ja, ale nie spodziewałam się aż takich rewolucji.
Po pierwsze, zaprosili mnie dopiero na godzinę 12:00, bo stwierdzili, że wcześniej chcą wszystko przygotować i posprzątać mieszkanie. Posprzątać?! W Wielkanoc? - wykrzyknęłam.
Zdziwiłam się, bo przecież wszystko powinno być już gotowe dzień wcześniej! Powiedziałam, że w takim razie ja przygotuję u niej Wielkanoc i śniadanie świąteczne zaczniemy o 8:00. Stanowczo odmówili…
Po chwili jednak synowa powiedziała, że i tak nie ma zbyt dużo do przygotowywania, bo na śniadanie ma zamiar przygotować carbonarę. Dodała, że zanim się wkurzę, to muszę wiedzieć, że w tym daniu też są jajka…
Po tych słowach stwierdziłam, że nie przyjdę na taką Wielkanoc. Tego już było za wiele!
Przekonywali mnie potem w SMS-ach, żebym odpuściła i przyszła na święta. Wielkanoc odbędzie się u nich i na ich warunkach, a ja mam to zaakceptować i “nie robić cyrków”.
Odpisałam, że nie przyjdę i koniec.
Teraz jednak myślę, że może trochę przesadziłam? Chyba muszę w końcu przyzwyczaić się, że młodzi inaczej podchodzą do tradycji
Nie wiem sama, co w końcu zrobić z tymi świętami. Pozostać przy swoim i nie iść? Czy może odpuścić i iść? Może jednak posmakuje mi ta cała carbonara…