Komisja Europejska wydała rozporządzenie, które może wiele zmienić. Chodzi o telewizory, a właściwie ekologiczne limity projektowania dla wyświetlaczy elektronicznych. Specjaliści alarmują, że unijne wymagania są niedostosowane do faktycznego poziomu rozwoju technologii. O co dokładnie chodzi? Czy popularne telewizory znikną ze sklepowych półek?
Unijne rozporządzenie Digitaleurope
Sprawę nagłośnił Związek Cyfrowa Polska na Twitterze.
Okazuje się, że wiele modeli popularnych telewizorów może w nadchodzącym roku zniknąć ze sklepów. Ponadto odbiorniki telewizyjne, które posiada wielu Polaków, mogą okazać się nielegalne.
Wszystko za sprawą unijnego rozporządzenia (Digitaleurope) , które dotyczy ekologicznych limitów projektowania dla wyświetlaczy elektronicznych.
Od 1 marca 2023 roku mają obowiązywać nowe regulacje dotyczące telewizorów sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej. Mają one bowiem spełniać bardziej rygorystyczne wymagania dotyczące zużycia energii.
Specjaliści alarmują, że po wejściu w życie nowych przepisów, większość telewizorów z kategorii 4K, a nawet HD zniknie ze sklepowych półek.
Rozwój nowoczesnej technologii 8K i MicroLED może zostać wstrzymany.
Telewizory 8K znikną ze sklepowych półek?
W komunikacie opublikowanym w mediach społecznościowych Związku Cyfrowej Polski czytamy, że:
„W 2023 roku telewizory #8K mogą zniknąć z rynku, a 70 proc. modele #4K i 50 proc. #HD trzeba będzie wycofać ze sprzedaży”.
Prezes Związku Cyfrowa Polska wyjaśnia, że po wejściu zmian w życie producenci telewizorów nie będą w stanie dostosować się do ustalonych limitów.
Ponadto podkreśla, że limity zużycia energii dla wyświetlaczy elektronicznych o rozdzielczości 8K i MicroLED są nieadekwatne do sytuacji rynkowej.
W związku z nadchodzącymi zmianami, które miałyby wejść w życie w marcu 2023 roku, Związek Cyfrowa Polska apeluje do ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy o podjęcie działań na poziomie europejskim.
Branża prosi o odroczenie wejścia w życie nowych przepisów do czasu zakończenia wymaganego przeglądu i rewizji przepisów.
Specjaliści obawiają się także, o branżę produkcyjną i podwykonawców, która zatrudnia około 30 tysięcy pracowników.