Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest napięta. Grupy migrantów są przesiedlani w inne przygraniczne miejsca przez Białoruś. Część migrantów powraca do Iraku. Wczoraj media obiegła informacja o tym, że jedno z koczowisk które tworzyli migranci w pobliżu przejścia granicznego w Bruzgach całkowicie opustoszało.
Koczowisko w Bruzdach
Obszar w Bruzdach zajmowane było przez wielu migrantów. Nagle ni stąd, ni zowąd cała grupa wyruszyła z tego obozowiska.
Jak się niedługo potem okazało, migranci zostali przesiedleni od oddalonego o kilkaset metrów centrum transportowo-logistycznego.
"To również przejaw gry informacyjnej. Białoruś rotuje tych, którzy wywierać mają presją na Polskę". - podsumował te działania rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych.
Zgromadzeni w budynku centrum transportowo-logistycznego imigranci zachowują się na ogół spokojnie. Dochodzi jedynie do nielicznych scysji o jedzenie czy papierosy - wskazuje dziennikarz Tadeusz Giczan.
Z powodu warunków pogodowych migranci spędzą tam kolejną noc. Niestety, nie wystarczyło miejsce dla wszystkich.
Samolot z Iraku zabrał kilkaset migrantów
Rząd Iraku postanowił zorganizować Irakijczykom i Kurdom przebywającym na granicy polsko-białoruskiej transport z powrotem do Iraku. Ten, kto chce, może z tego skorzystać. Z informacji podawanych przez rząd Iraku wynika, że z tej możliwości skorzystało jak dotąd 430 osób.
Jak donoszą media, około 420 cudzoziemców, głównie Kurdów, przebywających na granicy polsko-białoruskiej wróciło do Iraku. Samolot wysłany do Mińska przez irackie MSZ wylądował w czwartek wieczorem na lotnisku w stolicy irackiego Kurdystanu - Irbilu. To pierwsi z migrantów, którzy wrócili do ojczyzny po tym, jak utknęli na granicy Polski i Białorusi - poinformowała agencja AFP.
Reuters rozmawiał na lotnisku z niektórymi migrantami.
- Spędziliśmy miesiąc na Białorusi, ale było tam tak zimno i bardzo ciężko - mówi Mohsen Addi, jezyda z Sindżaru w północno-zachodnim Iraku
. - Zostałbym tam do śmierci, ale moja rodzina była w niebezpieczeństwie - dodał. - Jeśli sytuacja nie poprawi się w Iraku, znów wyjadę. Nie ma innego wyboru - przekonuje.
Dodał też, że w jego rodzinnym miasteczku w Iraku nie ma prądu. Nie można tam liczyć też na opiekę zdrowotną.