Ratownicy medyczni z całej Polski od wielu miesięcy protestują oraz apelują o podwyżkę ich niskich wynagrodzeń. Protest nabrał jednak rozpędu i niektórzy pracownicy z pogotowia ratunkowego “Meditrans” W Warszawie, postanowili nie przyjść do pracy.
Polsat News podaje, że jest to aż połowa pracowników tego pogotowia ratunkowego (Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans").
Jak to możliwe?
Okazuje się, że protesty, które polegają nie nie pojawianiu się w pracy, najczęściej odbywają się za pomocą zwolnień lekarskich. Pracownika w pracy brakuje, ale jednocześnie nie ma żadnych problemów z tytułu opuszczania dni pracy.
Tak było też w tym przypadku.
- Pracownicy przynieśli zwolnienia lekarskie - przekazał telewizji rzecznik "Meditransu" Piotr Owczarski. Jednocześnie przekonywał, że "nie wpływa to na obsługę zgłoszeń w Warszawie i ościennych miejscowościach".
Ratownicy medyczni głośno mówią o kryzysie, jaki czeka służbę zdrowia, jeśli większa ich ilość zacznie protestować. Od miesięcy ratownicy żądają wyższych wynagrodzeń, za ciężką pracę, jaką niewątpliwie wykonują.
Co na to rząd?
- Wszystkie te informacje monitorujemy, monitorujemy także przyczyny, które ewentualnie odpowiadają za konflikty - powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski. - Sugerowałbym także, aby popatrzeć, co jest istotą sporu. Bardzo często są to zwykłe negocjacje czy dyskusje między pracownikami a pracodawcą. To nie są póki co, tylko i wyłącznie jakieś zastrzeżenia systemowe, za które odpowiada Ministerstwo Zdrowia - mówił szef resortu. Zaznaczył, że ministerstwo w związku z protestem "angażuje ratowników ze straży pożarnej".