Rok szkolny 2019/2020 trwa już od tygodnia, ale to nie oznacza, że napięta sytuacja normuje się. Reforma oświaty sprawiła, że do szkół średnich trafił podwójny rocznik, na który składają się absolwenci podstawówek oraz uczniowie ostatniej klasy zlikwidowanych gimnazjów. W praktyce oznacza to podwójną ilość młodzieży, którą muszą pomieścić placówki. Efekty już teraz są opłakane, co pokazali ci, którzy są najbardziej zainteresowani tematem - uczniowie.
Licealiści z V Liceum Ogólnokształcącego im. Zbigniewa Herberta w Słupsku zamieścili w sieci nagranie zrobione w czasie przerwy na szkolnym korytarzu. Na filmiku widać tłum uczniów, którzy mają duży problem, żeby przedostać się z klasy do klasy. Powodem chaosu jest niewiarygodny wręcz tłok. Oczywiście, zaistniała sytuacja nie jest udziałem tylko liceum ze Słupska. Podwójny rocznik uderzył w każdą szkołę średnią. Dyrektorzy muszą nie tylko fizycznie pomieścić nader liczne klasy w budynku, ale jeszcze zapewnić im nauczycieli i opiekę. Jak słusznie zauważają internauci, w obecnej sytuacji to ostatnie graniczy z cudem. Zatłoczone korytarze to pułapka w razie wybuchu pożaru.
Filmik zobaczycie na Facebooku pod TYM LINKIEM.
Potencjalna ewakuacja będzie utrudniona
Sprawna ewakuacja jest po prostu fizycznie nierealna. Zresztą, ten sam problem dotyczy komunikacji miejskiej - autobusy i inne środki transportu są po prostu przepełnione, o czym wie każdy, kto próbuje dostać się do pracy na godzinę ósmą. Nawet w kwestii godzin, reforma rządu wprowadziła duże zamieszanie - w szkołach średnich powoli można mówić o pracy na dwie zmiany. Brak kadry, wolnych sal i tłok sprawiają, że plan lekcji przeciąga się i do godziny siedemnastej!
Ministerstwo Edukacji wciąż zapewnia, że reforma przebiega pomyślnie, choć z każdej strony napływają głosy niezadowolenia tak rodziców i ich dzieci, jak i nauczycieli. Padają argumenty takie jak zbyt mała przestrzeń na pomieszczenie podwójnego rocznika czy brak kadry z odpowiednimi kwalifikacjami. Trzeba pamiętać, że podwójny rocznik łączy się z obowiązkiem stworzenia dwóch podstaw programowych, jednej dla byłych gimnazjalistów, a drugiej dla absolwentów podstawówek. Nauczyciele zamiast uczyć przeładowane (dosłownie) klasy, próbują sprostać formalnym wymogom reformy, do tego w poczuciu porażki za nieudany strajk i brak poszanowania ich zawodu przez społeczeństwo.
Nie brakuje komentarzy w czarnych barwach. Zdaniem wielu, musi dojść do skrajnie niebezpiecznej sytuacji, by rząd zdał sobie sprawę z nieudanej reformy. Patrząc na zatłoczone szkoły, ryzyko zagrożenia jest całkiem spore, prawda?