Każdy z nas boi się usłyszeć, że ma nowotwór. Panuje niesłuszne przekonanie, że to wyrok śmierci, ale tak naprawdę większość przypadków jest do wyleczenia, o ile szybko zdiagnozuje się źródło kłopotów zdrowotnych. Tu niestety pojawia się problem - w Polsce profilaktyka wciąż dopiero raczkuje i przekonała się o tym znana stylistka i dziennikarka w jednym, Anna Puślecka.
Gwiazda TVN-u dziewiątego kwietnia tego roku dowiedziała się, że ma raka piersi. W jej przypadku regularne badanie się zawiodło - guz utworzył się w zgięciu pachy, przez co w czasie rutynowych kontroli nikt nie zwracał na niego uwagi. To wydłużyło zdiagnozowanie choroby o kilka miesięcy. Pani Ania nie należy jednak do osób, które szybko się poddają. Wręcz przeciwnie, w odróżnieniu od wielu kolegów i koleżanek po fachu, którzy wolą po cichu walczyć o zdrowie, ona wybrała inną drogę. Jak wyznała w wywiadzie, "chce pracować, bawić się i żyć. Chce przełamać to niezręczne tabu. Chce, żeby kobiety nie chowały głowy w piasek, tylko się badały". Rzeczywiście, dla wielu pań diagnoza brzmi jak wyrok śmierci i czują się odrzucone przez społeczeństwo. Chemioterapia, którą właśnie przechodzi dziennikarka, zmienia fizycznie pacjentkę. Bez włosów, często po zabiegu usunięcia piersi, kobiety czują się nieatrakcyjne i wstydzą się publicznie wychodzić.
Pani Ania stanowczo sprzeciwia się takim zachowaniom i żeby dodać odwagi innym chorym, opublikowała odważne zdjęcie w nocnej koszulce i bez włosów na głowie. Skrytykowała przy tym polską służbę zdrowia, przez którą leczenie niemiłosiernie się wydłuża. Gwiazda telewizji postanowiła walczyć o zdrowie w Szwajcarii, gdzie ponoć pacjenci mają najlepszą opiekę w Europie. Trudno się dziwić Puśleckiej. Każdy z nas ma w najbliższym otoczeniu kogoś, kto potrzebuje pilnego leczenia, ale paradoksy polskiego NFZ-u wszystko utrudniają albo wręcz blokują. Rodzice biorą kredyty, by wywieźć dziecko do Czech i tam prywatnie usunąć tętniaka mózgu, bo u nas długo czeka się na operację dosłownie mając w głowie tykającą bombę. Wielu Polaków, pomimo opłacanych składek, woli iść do lekarza prywatnie, żeby nie czekać miesiącami na wizytę u specjalisty, który do tego często ma do dyspozycji przestarzały sprzęt. W tej sytuacji naprawdę nie można dziwić się Pani Ani, że pomocy szuka w innym kraju, bo choć lekarzy mamy wspaniałych, to system nie jest przyjazny pacjentowi.
Na obecną sytuację służby zdrowia nie mamy wpływu, ale Puślecka próbuje zmienić to, co się da, czyli nastawienie Polek do raka piersi i chemioterapii. Apeluje o większą pewność siebie, nie ukrywanie się w domu i nie rezygnowanie z życia że względu na brak włosów na głowie. W pełni się z nią zgadzamy i życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!