Moda na boreliozę. Też masz urojenia?
Borelioza to poważna i groźna choroba, będąca następstwem ukąszenia przez kleszcza i zarażeniem się bakterią Borella. Wiele osób jednak diagnozuje samodzielnie swoje dolegliwości i klasyfikuje je jako boreliozę. Trend określa się nawet mianem „nadrozpoznawalności” boreliozy.
Urojona borelioza, czyli pseudoborelioza to borelioza, na istnienie której nie ma dowodów, a mimo to pacjent jest przekonany, że zmaga się z tą chorobą.
Chorobę wmawiają sobie szczególnie osoby, które zostały ukąszone przez kleszcza lub miały wcześniej zdiagnozowaną boreliozę. Upierają się, że cierpią na tę chorobę i wymieniają takie objawy jak:
- bóle stawów,
- zmęczenie,
- ociężałość,
- wypadanie włosów,
- bezsenność.
Problem w tym, że objawy te można przypisać wielu innym chorobom.
Zdaniem lekarza ryzyko przeniesienia bakterii z zakażonego kleszcza na człowieka wynosi od 2 do 17% – większość autorów skłania się do 4%, czyli na 100 osób ukąszonych przez kleszcza na boreliozę zachorują nie więcej niż 4. Ryzyko nie jest zatem wysokie. Jeżeli kleszcz zostanie usunięty w ciągu 24 godzin od wkłucia – jest bliskie zeru. Mimo to powszechnie panuje przekonanie, że niezwłocznie po ukłuciu przez kleszcza należy wdrożyć antybiotykoterapię.
Nie dajmy się zwariować. Z rozwagą też wybierajmy lekarzy, do których się udajemy, bo nie brakuje szarlatanów, którzy wykorzystują „modę na boreliozę” oraz niewiedzę i strach pacjentów. Biznes ten tworzy pewna grupa "lekarzy chorób odkleszczowych", która celowo błędnie interpretuje wyniki badań. Wmawia zdrowym lub chorym (na coś innego) pacjentom boreliozę, by stosować u nich niekiedy kilkuletnie, bardzo kosztowne i często niebezpieczne - bo zagrażające życiu - terapie.