Operator żurawia komentuje wypadek! Prokuratura bada sprawę.
Przypomnijmy, że w Krakowie doszło do wypadku na budowie osiedla. Przy ulicy Domagały na skutek silnych porywów wiatrów przewrócił się żuraw budowlany. Poszkodowanych zostało 4 mężczyzn. Życia dwóch osób niestety nie udało się uratować mimo reanimacji. Do sprawy w rozmowie z portalem RMF24 odniósł się operator żurawia, który był świadkiem zdarzenia.
Tragiczne zdarzenia
Po wypadku do sprawy odniosła się Krakowska Inspekcja Pracy w rozmowie z WP Finanse. Rzeczniczka poinformowała, że mężczyźni, którzy zmarli w momencie tragedii pracowali na dachu budynku.
„Potwierdzam, że w wyniku wypadku ucierpiało 4 pracowników firmy budowlanej. Dwóch, którzy pracowali na dachu budynku, nie żyje. Dwóch pozostałych opuściło budowę o własnych siłach” – poinformowała Anna Majerek, rzeczniczka prasowa Państwowej Inspekcji Pracy w Krakowie (rozmowa z WP Finanse).
Według ustaleń policji, w czwartek żuraw był nieczynny, w kabinie nie było operatora.
Nadzór budowlany ma sprawdzić, jakie prace wykonywane były w dniu katastrofy mimo złych warunków pogodowych. Kontrola ma dotyczyć tego, czy prace były wykonywane wewnątrz budynków, na rusztowaniach, czy na dachach.
„Sprawdzamy, czy nie zostały złamane zasady bezpieczeństwa, by ustalić, kto jest za ten wypadek odpowiedzialny. Ze wstępnych ustaleń wynika, że żuraw był zamontowany prawidłowo” – dodała Anna Majerek.
Firma Murapol, która zajmuje się inwestycją budowlaną, zapewnia, że w dniu zdarzenia żurawie były wyłączone z prac.
Ze wstępnych ustaleń Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że żuraw zamontowany był prawidłowo. Sprawę ma zbadać krakowska prokuratura. Eksperci mają sprawdzić, czy warunki pogodowe były jedyną przyczyną katastrofy.
WP Finanse informuje, że zachował się monitoring z kabiny przewróconego żurawia, który ma być analizowany.
Operator żurawia opisuje zdarzenie
Operator przewróconego żurawia, odniósł się do sprawy w rozmowie z reporterami RMF24. Operator był świadkiem zdarzenia. W momencie katastrofy ona sam nie znajdował się na stanowisku pracy.
Mężczyzna przyznaje, że podczas prac były bardzo złe warunki pogodowe. Pracownik twierdzi, że w momencie zdarzenia porywy wiatru mogły sięgać do 140 km/h. Opisuje, że żuraw został popchnięty przez wiatr.
„Wywrócił się razem z balastem, ze wszystkim. On miał pod hak prawie 50 m. wysokości. To była bardzo mocna, potężna 10-tonowa maszyna” – opowiada operator żurawia.
Mężczyzna twierdzi, że w dniu wypadku w dwóch innych żurawiach przebywali operatorzy.
„Siedzieli w kabinie operatora żurawia wieżowego, na górze. Gdyby ta trąba dosięgła bocznego żurawia, to kto wie, czy by druga maszyna nie runęła” – mężczyzna opowiedział w rozmowie dla RMF24.
Podczas rozmowy pracownik odniósł się także do zasad bezpieczeństwa panujących na budowie. Mężczyzna opowiedział, że przepisy były łamane.
„Procedura jest taka, że kiedy kierownik sobie wymyśli, że może nas puścić, to nas puści. A jak ma kaprys, to nas nie puści. My nie powinniśmy wychodzić, ale jesteśmy do tego przymuszani. My mamy obstawić i obsługiwać budowę. Mamy być, kiedy przestanie wiać” – powiedział operator.