Szukaj
Close this search box.

Połowa września to czas, gdy większość tegorocznych maturzystów wie już, gdzie zacznie swoje studia. To, gdzie i kiedy je skończy, jest często sprawą całkowicie odrębną. Ci jednak którzy chcą studiować poza miejscem zamieszkania, często nie wiedzą jeszcze, gdzie będą mieszkać. A tu czas jak wszystko inne, płynie – jak powiedział Pan Tarei (autentyk jednego z wykładowców). Akademik, stancja czy mieszkanie? Czasem ciężko wybrać.

Teoretycznie wraz z pojawieniem się mnóstwa prywatnych szkół wyższych, nawet osoby z małych miast mogą studiować blisko miejsca zamieszkania. Mimo że za taką uczelnię się płaci, jest to i tak finansowo bardziej korzystne rozwiązanie, niż opłacanie dachu nad głową, przejazdów i jedzenia daleko od domu. Nadal jednak te najlepsze uczelnie, choćby i one powoli traciły swój prestiż w związku z kolejnymi reformami, są w dużych miastach, a mniej popularne kierunki czasem i na drugim końcu Polski.

Najkorzystniej jest więc nadal mieszkać z mamusią, nie oszukujmy się jednak, większość studentów woli opcję wyjazdową. Przynajmniej ja taką wolałam, a sprawę ułatwił mi fakt, że moje ulubione kierunki studiów znajdowały się nieco dalej. Och, co za zbieg okoliczności! Dzięki temu jednak dziś mogę trochę opowiedzieć o tym, gdzie warto, a gdzie absolutnie nie warto mieszkać podczas studiów. Wspominałam już o tym kiedyś (KLIK! Czego pożałujesz, gdy skończysz studia?), dziś chętnie rozwinę myśl. Zaczynamy!

Akademik

Nieobiektywnie stwierdzę, że to najlepszy wybór! Nieobiektywnie, bo spędziłam tam pięć cudownych lat swojego życia. I choć pod koniec stwierdziłam, że ani chwili dłużej tam nie zostanę, wspominam ten czas bardzo miło. Przede wszystkim, najczęściej nie musisz martwić się o rachunki, internet i inne, gdyż wszystko zawiera się w jednej opłacie. Dodam, że w porównaniu do innych rozwiązań, tu opłaty są najczęściej tańsze i to sporo. Łatwo również o znajomości “na start”, dostęp do kserówek i notatek, zwłaszcza że studenci nieraz umieszczani są w akademikach kierunkami. Zawiera się tu też naprawdę mocne przyjaźnie – nic tak nie zbliża, jak wspólny papieros na korytarzu o trzeciej nad ranem, pięć godzin przed egzaminem! Coś czuję, że o mieszkaniu w akademiku będę jeszcze pisać – miło powspominać.

Hałas? Bywają i domy studenckie, które tętnią życiem w sposób dosłowny od rana do nocy, najczęściej jednak na studenckich osiedlach znajduje się przynajmniej jeden nieco cichszy. Warto dowiedzieć się wcześniej, który nam odpowiada. Co prawda nie zawsze mamy wpływ na przydział, możemy jednak spróbować się potem zamienić.

Minusy? Nie będę kłamać, że nie ma. W pokoju najczęściej jesteś przynajmniej z jedną osobą, na niewielkiej powierzchni i nie zawsze się z tą osobą polubisz. Być może będziesz leciał na złamanie karku do kierowniczki, by zamienić się miejscami z innym nieszczęśnikiem. Czasem po zajęciach, być może pracy i innych obowiązkach będziesz chciał spokojnie się wyspać, odpocząć – a tu akurat u współlokatora siedzi koleżanka, kolega albo odbywa się impreza na korytarzu pod Twoimi drzwiami. Nie ma lekko, ale przynajmniej nauczysz się szanować innych.

O prywatności też najczęściej niestety musisz zapomnieć, zwłaszcza jeśli masz rozrywkowego współlokatora. W akademiku panuje najczęściej atmosfera “komuny”, gdzie ludzie chętnie chodzą po pokojach, odwiedzają się – choć nie jest to oczywiście reguła. Pamiętam i takie pokoje, gdzie dobrały się dwie cichsze osoby i każdy taki pokój raczej omijał. Jest to więc raczej rozwiązanie dla osób towarzyskich, które nie potrzebują bwzwzględnej ciszy do nauki. Nie pytajcie, co tam robiła taka introwertyczka, jak ja.

Stancja

Idea jest prosta: nie wynajmujesz całego mieszkania albo pokoju w mieszkaniu studenckim, a jeden pokoik, najczęściej przy rodzinie lub starszej pani. Rozwiązanie raczej dla osób ceniących sobie ciszę i spokój.

Plusy? Wiem, że kilku moich znajomych zgadywało się z właścicielami mieszkania na wspólne obiady lub po prostu dopłacało kilka złotych, za które starsze panie robiły im jakieś jedzenie, odpadało więc robienie posiłku. Stancje są też dość tanie, jako że płaci się najczęściej wyłącznie za pokój, ewentualnie jakieś drobne opłaty. Odpada również sprzątanie całego domu, najczęściej poza pokojem i ogarnięciem po sobie reszty, nie musisz nic robić.

Minusy? Oj, widzę ich wiele. Ogólnie fanką stancji nie jestem. Czułabym się intruzem, mieszkając cały rok z obcą rodziną czy starszym człowiekiem mającym swoje przyzwyczajenia. Niby integrować się trzeba, bo przecież musisz czasem wejść do kuchni i zrobić sobie kanapkę, podczas gdy akurat są tam właściciele mieszkania, musisz też wziąć prysznic, ale cały czas jesteś na celowniku. Odpadają też najczęściej wieczorne imprezy i głośniejsze spędy z przyjaciółmi w mieszkaniu. Choć to oczywiście kwestia do dogadania. Ogólnie jednak, osobiście stancji nie polecam.

Mieszkanie studenckie

Tu właściwie możemy wyróżnić opcję kawalerki (bogatyś! Skąd masz tyle pieniędzy?) i pokoju w mieszkaniu studenckim. Druga opcja jest dużo częstszą, więc to nią się zajmę. Do mieszkania chętnie zlatują studenci starszych lat, którzy mają już po dziurki w nosie życia w akademickim buszu, chcą nieco spokoju, prywatności albo jednego i drugiego.

Plusy? Mieszkanie dzielisz najczęściej z dwoma czy trzema osobami (choć liczba jest naprawdę różna). To akurat tyle, by w dużym stopniu szanować swoją prywatność, a jednocześnie jeśli ktoś od czasu do czasu urządzi imprezę, i tak nie jest to tak częste, jak w akademiku. Łatwiej też jest się skupić na nauce oraz innych obowiązkach.

Minusy? Przede wszystkim, koszta. Za to rozwiązanie często biorą się ci, którzy oprócz studiów znaleźli również pracę i nie wiszą tak mocno na garnuszku rodziców, mogą więc dopłacić do komfortu mieszkania poza akademikiem. Ciężej jest również, jeśli współlokatorzy nam nie podpasują – a uwierz, w środowisku studenckim (później zresztą również) trafisz na takie indywidua, że być może stracisz wiarę w ludzi. W akademiku łatwiej o zmianę miejsca albo nawet wywalenie szkodliwej społecznie mendy, która nie chce przestrzegać regulaminu. W mieszkaniu studenckim kończy się to najczęściej żenującą kłótnią przed właścicielem, w której każdy ma swoje racje, a Ty nadal bezradnie patrzysz, jak dom zarasta brudem albo ktoś podbiera Ci szampon.

Co więc wybrać?

Akademik, stancja czy mieszkanie? Ja wieki temu wybrałam akademik i nie żałuję. Będąc na typowo babskim kierunku, poznałam męża, nawiązałam wiele ciekawych znajomości, niektóre przetrwały do dziś. W chwilach smutku, dołków przeróżnych i przykrych przeżyć miałam zawsze do kogo się odezwać i tak jak już pisałam, nikogo w akademiku nie dziwi papieros z piwem na korytarzu o trzeciej nad ranem.

Z drugiej strony, pod koniec studiów akademik nieco męczył. Owszem, nadal odczuwało się te przyjemne skutki, coraz częściej jednak miało się poczucie, że trochę tej prywatności za mało, że włosy w odpływie, pochodzące od kilkunastu osób to nie to, co chciałam rano zobaczyć. Że kolejka do prysznica złożona z dziesięciu dziewczyn jest nieco długa, a zapisywanie się na pranie na następny dzień, bo wszystkie godziny zajęte jest irytujące. Dlatego mimo że nie zdezerterowałam, świetnie rozumiem tych, którzy to zrobili.

Przyznam szczerze, że troszkę nie rozumiem pierwszoroczniaków, którzy na start szukają od razu mieszkania, zamiast choć rok spróbować życia w akademiku. Z drugiej strony, może to już starcze idealizowanie przeszłości. A Wy, jak sądzicie? Macie jakieś doświadczenia? Podzielcie się! Może wspólnie pomożemy “pierwszakowi” podjąć decyzję.


Śledź mnie na bloglovin’, instagramie i fanpage’u. Nie pozwól, by umknęły Ci nowe wpisy! 🙂

Podziel się tym wpisem!

Facebook
Twitter
LinkedIn

O mnie

Karolina Jurkowska

Maniaczka słodyczy różnych. Zwłaszcza tych niepopularnych, których nie dostaniemy przy każdej sklepowej kasie. Lubię lato i swojego męża, nie lubię zimy i jak ktoś krzyczy i nie jestem to ja. Matka, pedagog specjalny, zainteresowana społeczeństwem, książką i byciem chudą. Nie mylić z ćwiczeniami.

Archiwum

 

Instagram

Zapraszam do dyskusji