sobota, 24 czerwca 2017

O PRACY W KUCHNI SŁÓW KILKA- OSOBISTA SPOWIEDŹ


Zapewne to wiecie a  jeżeli nie wiecie...dwa lata temu weszłam a w zasadzie wcisnęłam czubek buta w świat gastronomii. Na początku wydawało mi się, że to wygląda tak jak we wszystkich programach kulinarnych. Otóż nie, nie wygląda :) Co więcej, ta praca ma tyle minusów, że każdy normalny człowiek puknąłby się w czoło i poszedł pracować gdzieś indziej, w lepszych warunkach, za lepsze pieniądze...ale tak się składa,że pasjonaci kuchni nie są do końca normalnymi ludźmi ;)

Praca w kuchni wymaga poświęceń i wyrzeczeń, pełnego zaangażowania i ogromnej wytrwałości zarówno fizycznej jak i psychicznej. Zawsze myślałam, że to takie komunały, dopóki nie przekonałam się na własnej skórze,że dużo w nich racji ;) Przybliżę wam zatem odrobinę jak to wszystko wygląda z mojej perspektywy oraz z licznych rozmów ze znajomymi "po fachu" :)

1) Zawsze znasz godzinę przyjścia do pracy ale nigdy nie znasz godziny jej zakończenia.
Czasem wychodzisz po 8 godzinach, czasem po 14 dlatego średnio udaje się zaplanować cokolwiek w dni pracujące.

2) Cały czas pracy to stanie i chodzenie. Na palcach jednej ręki można policzyć chwile siedzenia podczas całego tygodnia. Kiedyś z ciekawości włączę endomondo, ciekawe ile kilometrów robię podczas jednej zmiany ;)

3) Podobno według przepisów bhp kobieta jednorazowo może podnieść ciężar o wadze 12kg przy pracy stałej. No właśnie, podobno :) W ciągu dnia nosisz 20-kilogramowe gary wypełnione wodą, 15-kilogramowe kontenery z mięsem i 23-kilogramowe beczki z fryturą. Kuchnia jest lepsza niż siłownia :)

4) Dni ustawowo wolne to dni, w które na bank pracujesz bo jest największy ruch.
5) Nie, nie dostajesz wyższej godzinówki za dni ustawowo wolne ;)

6) Boli cię głowa? Masz kaca? Jesteś chory? Złamałeś rękę/nogę? Jeżeli nie ma cię kto zastąpić musisz być w pracy (chyba,że leżysz w szpitalu albo umierasz :P ). Gości nie interesuje twoje zdrowie, oni oczekują wysokiej jakości usługi. Udany serwis jest zależny od całej ekipy na zmianie, jeśli nawalisz-prawdopodobnie zawali się cały serwis a ekipa będzie na ciebie wściekła.

7) Wielokrotnie będziesz wykorzystywany przez swoje szefostwo ale nie będziesz tego widzieć bo będziesz nadal zaślepiony swoją pasją, miłością do gotowania i kultem ciężkiej pracy w gastro.

8) Z czasem twoje palce będą coraz bardziej odporne na temperaturę np od wsadzania ich do wrzącego rosołu żeby sprawdzić, czy faktycznie się zagrzał albo od przenoszenia gorących garnków/patelni, których za żadne skarby nie możesz puścić

9) Umowa o pracę? Ogromna rzadkość. W większości pracujesz albo na czarno, albo na zleceniówce.

10) W kryzysowych sytuacjach trzeba przyjść do pracy nawet swój dzień wolny. Kuchnię tworzy zespół, który musi się wspierać w trudnych chwilach. Nawet jeśli się średnio lubicie i średnio chcecie sobie pomagać to i tak chodzi o sprawność i dobro serwisu a nie o wasze nawzajem.

11) Praca na kuchni to praca bardzo męska, nie tylko dlatego, że jest ciężka fizycznie. Tam po prostu traci się swoje kobiece atrybuty. Paznokcie muszą być bardzo krótkie, bez żadnego lakieru, często poprzycinane nożem, ubrudzone przyprawami. Włosy zawsze ciasno spięte, przetłuszczone i śmierdzące po każdej zmianie, zniszczone od warunków panujących na kuchni. Makijaż- możesz robić ale i tak spłynie po 3 godzinach. Ubrania zawsze luźne, byle jakie, robocze, często pełne permanentnych plam po tłuszczu albo odbarwień od silnych środków czystości. No i wychodząc z pracy zawsze śmierdzi się wędzonką i tłuszczem.

12) Wieczne tropiki. Jest bardzo gorąco i bardzo wilgotno.

13) Pocięte i poparzone ręce to dzień jak co dzień.

14) Twoi bliscy prawdopodobnie nigdy nie zrozumieją dlaczego wybrałeś taki zawód i będą cię ciągle namawiać do jego zmiany bo jest ciężki, nieopłacalny i bez przyszłości.

15) Szef kuchni co prawda zarabia dość dobrze ale ma tyle obowiązków i jest obarczony taką odpowiedzialnością, że w zasadzie żadne pieniądze nie są w stanie mu zrekompensować stresu, który towarzyszy mu na każdym kroku.

16) Często mimo ogromnego zmęczenia po wielu godzinach pracy musisz dać z siebie 120% przy każdym kolejnym zamówieniu.

17) Najgorszy jest "zjazd po tabace" czyli moment kiedy kończy się bardzo tłoczna pora obiadowa w restauracji bo kiedy ona  trwa adrenalina i stres sięgają zenitu, koncentrujesz się żeby wszystko perfekcyjnie wydać i nawet nie czujesz jak ogromny wysiłek w to wkładasz. Kiedy ruch się zmniejsza i wszystkie dania zostaną wydane czujesz tak ogromne zmęczenie, że masz ochotę usiąść, oprzeć się o cokolwiek i pójść spać...a często jeszcze długie godziny pracy przed tobą ;)

18) Kucharz nigdy nie je dobrze ;) Jemy szybko, często zimne i na raty a czasem jedynym jedzeniem jest próbowanie potraw wydawanych gościom.

19) Nie istnieje coś takiego jak przysługująca przerwa. Przerwę się ma kiedy jest wszystko zrobione a ruch w restauracji jest nieduży. Zdarzały się dni kiedy pracowałam 12-14 godzin i jedyną przerwą było szybkie pójście do toalety.

20) Ciągły ból nóg i pleców...

21) Wolny dzień jest głównie na zrobienie bardzo śmierdzącego prania i ogarnięcie mieszkania

22) Musisz się pogodzić z utratą życia towarzyskiego. Wszyscy znajomi będą imprezować w weekend, ty w tym czasie będziesz pracować.

23) Większość kucharzy to niestety "używkowicze". Jak nie kawa czy energetyki to papierosy, marihuana, narkotyki cięższe lub alkohol. Trudno się dziwić, większość z nich pracuje średnio po 250-300h miesięcznie. Ja na całe szczęście uciekam w kofeinę ;)

24) Ciężko pogodzić pracę z życiem osobistym. Cała masa kucharzy to single albo rozwodnicy. Prawdopodobnie to dlatego, że ciężko znaleźć osobę, która zaakceptuje tryb pracy i życia kucharza (tym bardziej, że dla nas to znacznie więcej niż tylko praca)

Zatem, zapytacie pewnie, skoro jest tyle niedogodności to dlaczego nie zmienię pracy?


Bo nie wyobrażam sobie na ten moment robienia czegokolwiek innego :) Bo mimo tych wszystkich wad, tego obciążenia nie traktuję tej pracy jak pracy. Myślę o niej bardziej jak o wyzwaniu, o samorealizacji. Każdy ciężki, stresujący dzień umacnia mnie fizycznie i psychicznie. Widzę, że staję się ciągle lepsza, że ciągle pokonuję swoje słabości, że wciąż się uczę (bo nawet świetny kucharz, który uzna, że umie już wszystko to dupa a nie kucharz :P ). Chcę chłonąć wiedzę innych, lepszych od siebie (a uwierzcie, przez cały okres edukacji nienawidziłam się uczyć :D ). Spokorniałam co też było bardzo potrzebne i bardzo trudne przy moim wybuchowym i dominującym charakterze. Ponosiłam w cholerę porażek (zapewne moi rodzice mają ich już dosyć :D ) ale z każdej się podnosiłam, bogatsza o doświadczenia, zaprawiona w boju. I jeżeli nie zabił mnie do tej pory czasem okrutny i bezwzględny świat gastronomii i nie wykończył doszczętnie w te dwa lata kiedy miał ku temu wiele okazji to podejrzewam, że mało rzeczy będzie w stanie mnie przygnieść :)

Przede mną pierwszy tak ciężki sezon, w obleganej restauracji nadmorskiej. Trzymajcie kciuki bo jednocześnie jestem podekscytowana i bardzo przerażona :)

Dzięki, że dotrwaliście do końca :)

POZDRAWIAM!

poniedziałek, 5 czerwca 2017

SPAGHETTI CON FRUTTI DI MARE


Witajcie po dłuższej przerwie :) Dziś szybki (jak zwykle) pomysł na obiad, wbrew pozorom niedrogi :)



Składniki:

- 250g mieszanki owoców morza
- 150ml śmietany kremówki
- 1 mała cebula
- 50ml białego wina wytrawnego
- 200g makaronu spaghetti lub tagliatelle
- kilka pomidorków koktajlowych
- garść rukoli
- sól
- pieprz
- masło czosnkowo-ziołowe lub zwykłe masło oraz wyciśnięte 2 ząbki czosnku\
- parmezan

Zaczynamy od zagotowania wody na makaron i ugotowania makaronu al dente. W trakcie gotowania na patelni roztapiamy łyżkę masła, podsmażamy cebulę pokrojoną w drobną kostkę oraz mieszankę owoców morza. Dolewamy wina, podpalamy i dusimy tak przez 2 minuty. Dorzucamy pokrojone na pół pomidorki koktajlowe, po 2 minutach dolewamy śmietankę i czekamy 4-5minut aż się lekko zredukuje. Makaron odcedzamy. Na koniec do sosu dodajemy rukolę, mieszamy. Na patelnię z sosem wykładamy makaron i wszystko dokładnie łączymy. Całość posypujemy parmezanem :)

Proste, prawda? :) A jakie smaczne!

POWODZENIA!!!

środa, 1 lutego 2017

SHAKSHUKA (szakszuka)


Niezwykle proste w przygotowaniu danie kuchni tunezyjskiej. W dosłownym tłumaczeniu shakshuka oznacza "wielki bałagan" więc przygotowując ją dziś na śniadanie wiedziałam, że to potrawa idealna dla mnie ;) W tradycyjnej, podstawowej wersji składa się z jajek, papryki, pomidorów, kuminu i cebuli, jednak jest to na tyle uniwersalne danie, że można (a nawet trzeba) z nim eksperymentować dorzucając swoje ulubione składniki. Shakshukę podajemy w glinianym naczyniu lub prosto z patelni.



Składniki:

- 3 jajka
- pół cebuli (ja użyłam czerwonej)
- pół papryki czerwonej
- pół puszki pomidorów krojonych
- kilka pomidorów suszonych
- łyżka oleju ze słoika z suszonymi pomidorami
- pół łyżeczki kuminu
- sól
- pieprz
- szczypiorek

Na patelni rozgrzewamy olej ze słoika suszonych pomidorów, wrzucamy cebulę pokrojoną w cienkie piórka oraz paprykę pokrojoną w drobną kostkę. Delikatnie solimy i podsmażamy na średnim ogniu do momentu kiedy cebula zmięknie. Dolewamy pomidory w puszce, grubo pokrojone suszone pomidory i przyprawiamy kuminem, solą i pieprzem. Dusimy na małym ogniu aż nadmiar wody z pomidorów odparuje. Robimy 3 wgłębienia i wbijamy w nie jajka, uważając aby nie uszkodzić żółtek. Przykrywamy pokrywką i dalej dusimy na małym ogniu. Zdejmujemy z kuchenki jak tylko zetnie się całe białko (żółtko powinno pozostać płynne). Posypujemy posiekanym szczypiorkiem. Jemy od razu po ugotowaniu :) Shakshuka świetnie komponuje się ze świeżym pieczywem i naturalnym twarożkiem.



Smacznego!

piątek, 17 czerwca 2016

POLĘDWICA W SOSIE MUSZTARDOWYM


Co tu dużo ukrywać...uwielbiam mięso a już szczególnie w towarzystwie sosu :) Wiem, wiem, to spory grzech w czasach, gdy w modzie jest bycie fit ;) Ale przecież od czasu do czasu można sobie pozwolić na troszkę bardziej kaloryczny posiłek- obiecuję, że przez następny tydzień za karę tylko sałata ;)





Składniki:

- polędwica wieprzowa
- 50g masła
- rozmaryn
- sól
- pieprz
- czosnek

- małe opakowanie śmietanki 30%
- 2 łyżki musztardy sarepskiej lub miodowej
- mąka ziemniaczana

Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni. Polędwicę myjemy, osuszamy i nacieramy solą, pieprzem, czosnkiem i rozmarynem. Na patelni roztapiamy masło i obsmażamy dookoła całe mięso aż się ładnie zarumieni. Przekładamy do naczynia żaroodpornego, możemy dorzucić kilka plastrów masła i pieczemy przez około 20-30 minut, w zależności czy lubimy lekko różowe mięso, czy całkowicie well done :) Po wyjęciu z piekarnika przekładamy mięso na talerz i pozwalamy mu chwilę odpocząć (tak około 5 minut). To pozwala zachować wszystkie soki wewnątrz mięsa. Kroimy w plastry około 1cm i polewamy sosem.

Sos: połowę śmietanki dobrze zagrzewamy w rondelku, drugą połowę mieszamy z łyżeczką mąki ziemniaczanej. Kiedy śmietanka zaczyna wrzeć, dolewamy do rondelka mieszankę śmietanki z mąką ziemniaczaną i energicznie mieszamy. Dodajemy musztardę i mieszamy co chwilę aż sos zgęstnieje.


Moją polędwiczkę podałam wraz z mizerią oraz makaronem w sosie sojowo-czosnkowym.



POWODZENIA!!!

wtorek, 26 kwietnia 2016

SKRZYDEŁKA TERIYAKI


Wiem, wiem...ostatnio bardzo rzadko publikowałam nowe przepisy ale to dlatego, że praca pochłonęła mnie doszczętnie i kompletnie nie miałam czasu ani pomysłów na tworzenie fajnego jedzonka :) Koniecznie też muszę zaopatrzyć się w końcu w porządny aparat, gdyż nawet przy ogromnych chęciach zrobienia dobrych albo chociaż przyzwoitych zdjęć szczególnie po zmroku, staje się to niemożliwe kiedy dysponuje się wyłącznie aparatem w telefonie...ale dość tłumaczeń, przejdźmy do... jedzenia :)

Dziś tematem przewodnim będą skrzydełka :) Ale nie takie zwyczajne skrzydełka...one są po prostu odlotowe :) Bardzo łatwe w przygotowaniu a smakują niemal jak z dobrej azjatyckiej restauracji :)




Składniki:

- 5 sztuk skrzydełek z kurczaka
- 3  łyżki sosu teriyaki
- 2 łyżeczki sezamu
- 1 łyżeczka miodu
- 2 łyżki sosu sojowego
- posiekany szczypiorek
- mąka
- olej

Skrzydełka obtaczamy w mące i smażymy na głębokim oleju aż się lekko zarumienią (wbrew pozorom krótkie smażenie na głębokim tłuszczu sprawia, że potrawa nie nasiąka tak tłuszczem jakby to robiła smażąc się na płytkim tłuszczu). Po wyjęciu odsączamy je na ręczniku papierowym. Na patelni rozgrzewamy sos sojowy zmieszany z sosem teriyaki, miodem i 1 łyżeczką sezamu. Skrzydełka wrzucamy na patelnię i dokładnie obtaczamy w sosie, który powinien zgęstnieć obkleić po chwili całe mięso. Tak przysmażone skrzydełka wykładamy na talerz, posypujemy łyżeczką sezamu i posiekanym szczypiorkiem.
Skrzydełka najlepiej smakują ze świeżą sałatką w stylu azjatyckim :)

POWODZENIA!!!

niedziela, 24 stycznia 2016

PODPŁOMYK Z WĘDZONYM KURCZAKIEM


Uwielbiam wszelkiego rodzaju wyroby mączne, zaczynając od makaronów, przez naleśniki, kluski, na tortillach i mącznych plackach kończąc :) Nic więc dziwnego, że "wiejski" podpłomyk tak bardzo mi przypadł do gustu, że postanowiłam się z Wami podzielić przepisem.




Składniki:

- 0,5kg mąki pszennej
- 150-200ml ciepłej wody
- 50-100ml mleka
- szczypta soli

- wędzona pierś kurczaka
- cebula
- 3 łyżki śmietany
- szczypta bazylii
- ser żółty (starty na dużych oczkach, ilość według uznania)

Zaczynamy od wyrobienia ciasta. Do miski wsypujemy mąkę, sól i dodajemy powoli na zmianę wodę i mleko, ciągle mieszając i zagniatając ciasto. Podpłomyk ma być zwarty, przypominać ma w konsystencji trochę bardziej miękkie ciasto na pierogi. Gotowe ciasto rozwałkowujemy na grubość około 0,5cm i rozkładamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.

Cebulę kroimy cienko w piórka, wędzoną pierś w kostkę. Ciasto smarujemy śmietaną, posypujemy odrobiną bazylii, na to rozsypujemy równo cebulę i pierś. Całość posypujemy startym żółtym serem. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200-220 stopni przez około 10-12 minut.


POWODZENIA!!!

środa, 6 stycznia 2016

PIERŚ Z KURCZAKA PO GÓRALSKU


Z oscypkiem, który jest rzecz jasna łatwiej dostępny nad morzem niż świeże ryby ;) 




Składniki:

- filet z piersi kurczaka
- oscypek lub inny wędzony ser góralski
- żurawina do mięs
- sól
- pieprz
- oliwa z oliwek lub olej

 Pierś z kurczaka oczyszczamy z błonek, kładziemy na blaszce lub w naczyniu żaroodpornym. Polewamy oliwą z oliwek lub olejem (także od spodu aby mięso nie przywarło) i posypujemy solą i pieprzem. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy przez 15 minut. Po tym czasie na mięso kładziemy pocięty w plastry oscypek i zapiekamy jeszcze przez 10 minut. (w czasie pieczenia możemy zrobić placki ziemniaczane :) ) Mięso wyjmujemy, kładziemy na plackach ziemniaczanych  i polewamy żurawiną. Podajemy z ogórkami konserwowymi.

Placki ziemniaczane:

- 5 średnich obranych ziemniaków
- 1 średnia cebula
- 2 łyżki mąki
- 1 jajko
- sól
- pieprz

Ziemniaki trzemy na dużych oczkach tarki. Cebulę kroimy w drobną kostkę. Wszystkie składniki ze sobą mieszamy i smażymy na rozgrzanym oleju. Po usmażeniu placki układamy na ręczniku papierowym żeby wchłonął nadmiar tłuszczu.


POWODZENIA!!!