Tea bag holders na Dzień Mamy

Tegoroczny Dzień Matki jest dla mnie szczególnie wyjątkowy. Po raz pierwszy obchodzę go jako mama. I choć będąc w piątym miesiącu ciąży już po cichu świętowałam, teraz mogę w końcu pełnoprawnie obchodzić ten dzień. Poza tym już wiem, co tak naprawdę oznacza bycie mamą i dzięki temu poczułam jeszcze większą wdzięczność i szacunek wobec mojej rodzicielki. Dlatego oprócz głównego prezentu, jakim jest książka, chciałam jej podarować jeszcze coś od siebie, oczywiście wykonanego własnoręcznie. Celowałam w jakiś drobiazg, który oprócz walorów estetycznych, miałby też zastosowanie praktyczne. 

Cała moja rodzina lubuje się w herbacie (choć kawoszy nie brakuje). Nie jesteśmy co prawda koneserami, smakuje nam zwykła herbata z torebki, sypaną pijemy raczej od święta, stad pojawił się pomysł na gadżet, uważam, bardzo przydatny. Jak wiecie, przy zalewaniu herbaty jej papierowa końcówka często wpada do środka. Przypadkiem odkryłam istnienie tzw. tea bag holders (nie znalazłam polskiego odpowiednika, jeśli chcecie znać dosłowne tłumaczenie - coś, co trzyma torebkę herbaty), które występują na rynku zagranicznym w postaci silikonowej, porcelanowej bądź wykonane z modeliny. Są przeróżnych kształtów, zazwyczaj nieduże, aby nie przeszkadzały w piciu. Nakłada się je na krawędź kubka i owija sznureczek od torebki tak, aby papierowa część nie wpadła przy zalewaniu do naczynia. Proste i jednocześnie genialne. Oczywiście, można się obejść bez tego gadżetu, ale uważam, że to całkiem sympatyczna drobnostka.


No dobrze, ale jak już wspominałam, glina samoutwardzalna średnio nadaje się do przedmiotów mających styczność z żywnością. To prawda, nadal jestem zdania, że lepiej wykorzystać do tego inny materiał. Jednak tym razem postanowiłam nagiąć nieco zasady i poeksperymentować. Dlatego mój dzisiejszy wpis nie jest propozycją do samodzielnego wykonania w domu, raczej pewnym doświadczeniem - jeśli chcecie wykonać własny tea bag holder z gliny samoutwardzalnej proszę bardzo, ale bądźcie świadomi pewnego ryzyka.

Groźnie to zabrzmiało, nie bójcie się, nie mam zamiaru otruć mojej mamy! Przestrzegam tylko przed wykonaniem przedmiotu, który będzie miał dłuższy kontakt z żywnością jak miski, talerze itp. Tea bag holder nie będzie miał w dużej mierze bezpośredniej styczności z napojem, powinien być też na tyle mały, aby nie sięgał do herbaty. Większy problem stanowi para wodna, a co za tym idzie - temperatura oraz wilgoć, która zdecydowanie nie służy naszej glinie. Ale i na to znalazłam sposób, dowiecie się jaki w dalszej części wpisu. 

Glina w ruch!


Zaczynamy od początku, mianowicie od pomysłu na nasz tea bag holder. Wbrew pozorom to nie takie oczywiste, wybór nie jest prosty. Najczęściej widywałam zwierzątka (wyglądają uroczo, przewieszone przez kubek), ale wszystko będzie dobre, byle dało się owinąć wokół niego sznureczek od herbaty. Ja zdecydowałam się na ptaszki oraz motyw roślinny.

Gdy już podjęliśmy decyzję, zabieramy się za wcielanie naszego pomysłu w życie. Co nam się przyda? Kubek (najlepiej standardowy, taki, którego najczęściej używamy), glina samoutwardzalna (użyłam gliny samoutwardzalnej firmy Kooh-i-nor), ołówek bądź pędzel o średniej grubości trzonku, nożyk, kawałek papieru ściernego,  farby akrylowe lub farby do szkła, ewentualnie narzędzia do ozdabiania, rzeźbienia w glinie. Na poniższym zdjęciu widnieje mój kubek z pliszką i przygotowana kulka z gliny, z której uformuję prototyp ptaszka. 


Kolejny krok to formowanie z gliny naszego przedmiotu. Glina KERA plast spisała się tutaj bardzo dobrze, jej plastyczność pozwala na swobodne lepienie. W kubku miałam odrobinę wody, której użyłam do wygładzenia nierówności po uformowaniu właściwego kształtu. Jeśli chodzi o miejsce, dzięki któremu umieścimy tea bag holder na naczyniu, proponuję najpierw naciąć glinę nożykiem, a potem pogłębić np. ołówkiem. Poniżej przedstawiam etapy powstawania moich herbacianych gadżetów. Ostatecznie ulepiłam dwa ptaszki, ponieważ jeden wyszedł całkiem spory (przypuszczam, że nada się tylko na jakiś większy kubek), drugi zaś będzie pasować do standardowych naczyń. Spontanicznie powstał też trzeci, ozdobiony różyczkami.

 









Ulepione przedmioty zostawiamy do wyschnięcia. Moje ptaszki były suche już następnego dnia, ale lepiej trochę odczekać, kierując się zasadą: im grubszy obiekt, tym dłużej schnie. Kawałkiem papieru ściernego delikatnie wygładzamy wszelkie nierówności.


Pomaluj mój świat


Zabieramy się za malowanie! Możemy pokryć glinę samoutwardzalną farbami akrylowymi, bądź farbami do szkła. Pierwsza opcja sprawi, że glina będzie miała kolor matowy, oczywiście można ją będzie  później polakierować. Farby do szkła dadzą nam szklisty efekt (właściwie nie potrzeba potem nakładać warstwy lakieru), aczkolwiek jest to droższa opcja. Osobiście wolę farby do szkła, ponieważ kolory są żywe, wyraźne, nie widać też pociągnięć pędzla, poza tym stanowią dodatkowe zabezpieczenie. Wybór należy do Was.

Moje ptaszki pomalowałam w kolorze jasnej zieleni, inspirując się stylem folk. Trochę przesadziłam z ilością wzorków, mogło być ich mniej. Nie wiem z jakiego powodu farba jak gdyby wsiąkła w glinę i miejscami wygląda na rozmazaną. Z różanym tea bag holderem nie miałam już takiego problemu. Jeśli pokrywacie farbami skomplikowany przedmiot, z wieloma zakamarkami, nie żałujcie farby, aby przypadkiem nie zostawić w zagłębieniach białych miejsc. Szczególnie, gdy może mieć później styczność z wilgocią.







A teraz czas na...


Lakierowanie! Sprawa niby banalna, a jednak pojawia się mała zagwozdka. Jaki lakier wybrać? W tym wypadku musi być bezpieczny w kontakcie z żywnością. Podejrzewam, że lakiery do decoupage niekoniecznie spełniają ten warunek. Ostatecznie zdecydowałam się na bezbarwny lakier do drewna firmy Vidaron, przeznaczony do... zabawek. Wiadomo, dzieci z reguły biorą wszelakie przedmioty do buzi, więc zakładam, że nie jest szkodliwy dla zdrowia. Jedyny mankament to taki, że lakier przeznaczony do drewna niekoniecznie nada się do gliny, ale cóż, musiałam sama to sprawdzić. 





Producent zaleca pokrycie obiektu 2 - 3 warstwami lakieru, ja dla pewności polakierowałam odrobinę więcej, aby mieć gwarancję, że pod wpływem wilgoci nic się złego nie stanie. Czas całkowitego schnięcia wynosi cztery godziny, tak więc jedna doba wystarczy na ukończenie procesu lakierowania. Co więcej, lakier nie ma intensywnego zapachu, łatwo się rozprowadza i jak na razie nie zauważyłam żadnych pęknięć w miejscu gdzie styka się z samą gliną (choć z pewnością najbezpieczniej jest nakładać lakier bezpośrednio na farbę). Oprócz moich tea bag holders polakierowałam jeszcze podstawki pod kubek, które wykonałam z gliny samoutwardzalnej już chyba ponad rok temu. Przeleżały cały ten czas w szafce, a szkoda, bo podoba mi się ich wzór. Stąd ptaszki pomalowałam w podobnym stylu, aby stworzyć ładny komplet. 

Jak na razie jestem zadowolona z efektów, mimo to wstrzymam się na razie z ostateczną oceną, ponieważ piszę ten wpis przed ukończeniem całego procesu lakierowania. Na zdjęciach moje tea bag holders pokryte są na razie dwoma warstwami lakieru. Mimo to nie zauważyłam, aby parująca herbata przedostała się przez powłokę (zwłaszcza w przypadku ptaszków, na których lakier styka się bezpośrednio z gliną). Jest więc szansa, że mój eksperyment się udał. W niedzielę uaktualnię wpis i dam znać, czy faktycznie lakier spisał się na medal. Co ważniejsze, mam nadzieję, że prezent spodoba się mojej mamie.











Komentarze

  1. Witam, czy lakier się sprawdził ? A może ma Pani sprawdzony jakiś kolejny ? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, niestety po jakimś czasie na lakierze pojawiły się drobniutkie pęknięcia - możliwe, że glina nie wyschła w środku dostatecznie dobrze, albo po prostu powstała taka reakcja lakieru na glinę.... Taki sam defekt pojawiał się podczas lakierowania moich prac decoupage (lakierem do decoupage), więc sądziłam, że problem leży w samym lakierze. Jeszcze nie znalazłam lepszego zamiennika, moja mama aktualnie używa ptaszków jako ozdoby :)

      Usuń
    2. Jaki lakier będzie dobry, żeby wyglądało jak po szkliwieniu ?

      Usuń
    3. Myślę, że może to zależy od ilości warstw, mój lakier nadał fajny połysk, tyle że popękał. Lakierowałam tylko dwa razy, można spróbować więcej. Emalia nadaje efekt szkliwienia, ale w tym temacie jestem zupełnie zielona.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty