Lizbona od kuchni

Monika
Obiad
23.04.2018 12:32
Lizbona od kuchni

Wybór nie był trudny, bo znajdowaliśmy się niedaleko Sintry i jej “końca świata Coba da Roca oraz Oceanu Atlantyckiego 🙂 O ile Cabo da Roca, czyli najbardziej na zachód wysunięty kraniec Europy, był dość oblężony przez ludzi, o tyle drugim celem naszej podróży nie musieliśmy się zbytnio dzielić 😉 Z racji tego, że z owocami morza do tej pory mi jakoś nie po drodze, na moim talerzu nie znalazły się małże. Elementem zaskakującym w tym daniu, było to że wcześniej usmażone ziemniaki (zakładam, że w głębokim tłuszczu, bo do złudzenia przypominały domowe frytki) były zanurzone w winnym sosie. I skupię się dzisiaj na daniach głównych 🙂 Alfama Na pierwszą portugalską kolację wybraliśmy się całkiem niedaleko od naszego lokum na Alfamie. Mimo, że wcześniej jakoś wybitnie się nie przygotowałam w tym temacie, udało nam się spróbować kilku naprawdę fajnych i nowych dla nas dań. Nie chce sobie nawet wyobrażać jak ona wygląda w sezonie, a tym bardziej przekonywać się o tym na własnej skórze. Do tej pory myślałam, że frytki lubię mocno chrupiące, ale to się zmieniło po zjedzeniu tej wieprzowiny 🙂 Belem Kolejnym przystankiem na naszej kulinarnej mapie było Belem i restauracja położona niemal nad samym Tagiem. we troje, ale “bąbla jednak nie liczę, bo na razie jeść nie woła, siku nie woła i wystarczy tylko go dźwigać 😉 Mieliśmy w planie zjeść coś w okolicach Baix’y, ale jako turyści zwiedzający Lizbonę po raz pierwszy, nie byliśmy świadomi co nas tam czeka 😉 I może nie zabrzmi to tak jak należy, ale żadnej magii w tym daniu nie było jeśli chodzi o sposób przygotowania. Maczanie chleba w sosie z pewnością wyniosłoby to danie na jeszcze wyższy poziom 😉 Praia Grande – Sintra A teraz przechodzimy do wisienki na torcie 🙂 Kawa na sardynki nie dał się skusić, wybrał sobie za to combry jagnięce z czosnkiem, a do tego oczywiście pieczone ziemniaki i duszona kapusta. Niektórzy mogą się pewnie nieco zbulwersować, że w takiej sytuacji, to wcale już nie jest “carne de porco a Alentejana. Bo miejsca, gdzie można zjeść są na każdym niemal kroku i mimo wyczytanych w internetach recenzji, ciężko było się zdecydować. Ja postanowiłam w końcu zjeść dorsza w stylu Lagareiro (szkoda tylko, że nie portugalskiego pochodzenia ;)). Nie wiem, czy tylko pewne aspekty tego wyjazdu przeważyły szalę, czy jednak uroki miasta sprawiły, że tęsknić mi się będzie za nim jeszcze długi czas. Szwendaliśmy się więc całymi dniami po mieście, cieszyliśmy oko palmami i kaflowymi kamienicami, polowaliśmy na tradycyjną kuchnię portugalską i popijaliśmy pyszne espresso, nieraz wprost na ulicy 😉 Jako podwójni rodzice z kilkuletnim stażem nie ruszający się nigdzie bez swoich “ogonków wyjechaliśmy tym razem tylko we dwoje. O nazwę kłócić się nie będę, ale moja wersja bez “robali była bardzo dobra 🙂 Do dzisiaj czuję ten smak i szczerze mówiąc nie mam odwagi przygotować go w domu, żeby czasem nie popsuć sobie tych przepysznych wspomnień. Przybyliśmy do niej zaraz po otwarciu, więc nie było problemu z miejscem, ale po dosłownie 30 min sytuacja diametralnie uległa zmianie. Z nieco lepszymi już humorami, nie grymasiliśmy za bardzo i padło właśnie na wspomnianą wcześniej restaurację. Niedługo potem naszym oczom ukazał się gorący garnek, na widok którego zaczęliśmy się niecierpliwie oblizywać. … czyli dzisiaj opowiem Wam, jak zakochałam się w tym mieście. Zamówiliśmy sobie jedno z tradycyjnych dań portugalskich “pica-pau, ale w specjalnej odsłonie proponowanej przez knajpę. To tutaj właśnie nie przyszło nam nawet do głowy sprawdzać opinie o majaczącej w oddali restauracji. I teraz właśnie się zastanawiam, w jakiej kolejności Wam opowiedzieć o tych wszystkich dobrych rzeczach, które skonsumowaliśmy. Udało nam się nawet nauczyć gotować kilka tradycyjnych potraw, ale o tym opowiem Wam innym razem 😉 Perfekcyjnie zgrillowany, rozpływający się w ustach, z chrupiącą skórką. I tutaj chciałam jeszcze nadmienić, że Kawa jest zdecydowanie mistrzem w wynajdowaniu dobrych knajp 🙂 Nie przesadzę jak powiem, że to było kulinarne cudo 🙂 Były po prostu sardynki i gruba morska sól, czyli to co w rybach kocham najbardziej 🙂 Park Narodów Drugim kulinarnym odkryciem była wieprzowina w stylu Alentejo, którą jadłam w Parku Narodów.

➡️ Po więcej informacji i kontakt z autorem zapraszamy pod adres: http://gotowac.com.pl/lizbona-od-kuchni/