• Winda
  • Duży pokój
  • Gabinet
  • Łaźnia
  • Spiżarnia
  • Garderoba

Winda: Marek Kopyść, Cancer Fighters

Bohater - tak pomyślałam o Marku, gdy natknęłam się na informacje dotyczące Jego działalności w sieci. Wiedziałam, że muszę go poznać i Wam przedstawić. Pełen entuzjazmu, młody człowiek, który kilka lat temu wygrał walkę z nowotworem, dziś uczy dzieci onkologiczne jak skutecznie uderzać, by znokautować raka.


Uwaga:

Każdy, kto odwiedzi blok(g) BBS, zostanie przyjęty indywidualny sposób :). Marek, został zaproszony do Windy i podobnie jak m.in. dr Krzysztof Gojdź, zostanie wysłany w podróż po piętrach bloku. Zaczynamy od piętra 10, gdzie tradycyjnie zadaję 'najbardziej błahe pytania'. Finał podróży to Piwnica, w której każdy Gość otrzyma klucz do BBS:).



Najbardziej błahe pytanie: Gadżet, z którym się nie rozstajesz...?
Zdecydowanie telefon! Potrzebuję go, aby być w stałym kontakcie z moimi podopiecznymi - to część mojej pracy! Czasem nawet 'zwykła' rozmowa
może być pomocna dla małych wojowników.

W wieku 15 lat zachorowałeś na raka - w jakich okolicznościach usłyszałeś diagnozę?
To był dzień poprzedzający duży turniej sportowy, w której miałem brać udział . Moim następnym krokiem miały być Młodzieżowe Mistrzostwa Polski... jednak stało się inaczej. Udałem się do lekarza, ponieważ miałem specyficzne ślady na klatce piersiowej - myślałem, że to problemy ze skórą, jednak zaniepokojony lekarz skierował mnie na badanie RTG. Wróciłem do gabinetu ze zdjęciem rentgenowskim, a Pan Doktor bez słowa udał się na konsultacje z innym specjalistą. Po chwili wrócił do gabinetu z informacją, że potrzebuję operacji na cito! Jako młody, ambitny sportowiec chciałem poddać się zabiegowi po Mistrzostwach i to zaproponowałem lekarzowi - wtedy usłyszałem, że do mistrzostw mogę nie dożyć. Tak zaczęła się moja walka!

Rak był dla Ciebie wyrokiem czy wyzwaniem?
Na początku myślałem o tym, wyłącznie jako o wyroku. Szczególnie kiedy usłyszałem od lekarza, że zostało mi niewiele życia... Przyszedł jednak czas, kiedy musiałem sam wszystko przemyśleć i zdecydować, czy poddaję się już na samym początku, czy walczę dalej i podejmuję to jako największe wyzwanie w życiu. Choć dla wielu odpowiedź jest oczywista, dla mnie nie była. Początkowo moja głowa w ogóle nie pozwalała mi walczyć, smutek przepełniał każdą chwilę. Patrzenie w puste ściany stawało się rutyną. Nadeszła jednak chwila, kiedy musiałem spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie, “ogarnij się, to tylko czas, wrócisz silniejszy” i tak się stało, wróciłem po zwycięstwo nad chorobą!

Co wspominasz jako najtrudniejsze podczas leczenia i rekonwalescencji?
Zdecydowanie pogodzenie się z tym, że nie mogę uprawiać sportu. Gdy patrzyłem na mecze w telewizji, łza kręciła się w oku. Nie mogłem nic na to poradzić, musiałem potraktować to jako próbę charakteru, który w każdym sporcie jest mega potrzebny.

W roku 2014 powołałeś do życia Fundację Cancer Fighters - co skłoniło Cię do stworzenia tego projektu? 
Do założenia Fundacji, skłoniła mnie potrzeba oddania innym tego, co sam dostałem. Po latach uświadomiłem sobie, że skoro sam wygrałem, muszę pomóc innym. Kocham to uczucie, gdy widzę uśmiech dziecka, wtedy wiem, że to wszystko miało głębszy sens. Kiedyś byłem obrażony na cały świat za swoją chorobę, a dziś mogę być wdzięczny za to, że to właśnie na mnie wypadło. Wiem, że to dopiero początek i będziemy pomagać coraz mocniej! Każdy, kto kiedykolwiek odwiedził oddział onkologiczny wie, jak potrzebna jest pomoc, a mnie wystarczy jeden uśmiech chorego dziecka, aby dostać niesamowitego kopa do dalszego działania na rzecz wojowników!

Freestyle - co w głowie, to na języku 
Ostatnio często myślę o pokonywaniu strachu, o tym, że unikamy tego, co może nas przerosnąć, boimy się podejmowania wyzwań. Podczas zakładania Fundacji towarzyszyło mi wiele obaw - zastanawiałem się, czy sobie poradzę. Na szczęście zmotywował mnie mój starszy brat i nie zrezygnowałem z marzeń :-). Pamiętajmy, że nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której będziemy żałować, że czegoś nie dokonaliśmy! PS. Bro dziękuję!

Jaka misja przyświeca Cancer Fighters?
Chcielibyśmy, aby wszyscy wojownicy podchodzili do walki z chorobą pozytywnie, co jest niezwykle trudne - przecież każdy dzień zmagań z rakiem, przynosi wzloty i upadki. To, co może zrobić ekipa CF, to ... 'zamieszanie'. Brzmi banalnie, ale w ten sposób odwracamy uwagę dzieci od choroby. Wejście zakręconych 'wariatów' do kliniki, ma wywołać u maluchów pozytywne emocje - radość, uśmiech... Chciałbym również, żeby społeczeństwo zmieniło podejście do chorych - zamiast patrzeć na nich z wielkim współczuciem, zobaczmy w nich bohaterów, inspirację. Pamiętajmy, że wzrok politowania wpływa negatywnie na samopoczucie chorego, a uśmiech i dobre słowo, doda siły do walki.

Na czym polega i jak wygląda praca w Cancer Fighters od kulis? 
Codzienna praca w Fundacji polega na finansowaniu leczenia i rehabilitacji dla wojowników. Staramy się organizować pomysłowe akcje, z którymi możemy co chwilę wpadać do klinik. Oczywiście bardzo dużą wagę musimy przywiązywać do kwestii finansowych, czyli do szukania sponsorów, dzięki którym możemy wspierać podopiecznych w procesie leczenia, a oddziały onkologiczne niezbędnym sprzętem medycznym, którego w polskich szpitalach wciąż brak.

Twoją fundację wspierają światowej sławy sportowcy, m.in. Wladimir Klitschko i Joanna Jędrzejczyk, którzy regularnie odwiedzają oddziały onkologii dziecięcej - czy wizyty popularnych 'fighterów' wpływają na motywację do walki u małych pacjentów?
Każda wizyta ambasadorów w klinikach daje podopiecznym potrzebną siłę do walki. Wojownicy widzą w nich inspirację, chcą się na nich wzorować.

Jak wyobrażasz sobie przyszłość Cancer Fighters? 
Marzy mi się Cancer Fighters było największą Fundacją w Polsce. Chciałbym, żebyśmy odwiedzali wojowników w każdym województwie...

Parter. Co trzymasz w swojej Piwnicy? 
Plany na przyszłość - chciałbym, żeby moją piwnicą była siłownia lub studio tatuażu. Działania, które prowadzę są bardzo emocjonalne, przeżywamy wszystko z naszymi wojownikami, co sprawia, że nie zawsze jest łatwo. Potrzebuję odskoczni, dzięki której naładować akumulatory i wrócić silniejszym, bo mam dla kogo walczyć!

_____________________________________________________

Marku, dziękuję za rozmowę, cieszę się, że mogłam Cię poznać!

Sąsiedzi, więcej na temat działań Fundacji Cancer Fighters i o tym jak możecie wesprzeć małych wojowników przeczytacie TU


Na zakończenie załączam dwa zdjęcia od Marka, które bardzo mnie wzruszyły. Niesamowity człowiek, prawda :-)...?






    Standardowe Komentarze
    Komentarze Facebook

4 komentarze:

  1. Takich osób powinno być zdecydowanie więcej :) Należy mu się gigantyczny szacunek za to co robi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielki szacunek za wszystko, co dobrego robi, a robi bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna postać. Przy okazji - to bardzo częsty schemat: człowiek, który doświadczył czegoś na własnej skórze - sam potem pomaga innym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam, chore dzieci to jedno z najbardziej zasmucających emocji. Nie wiem czy miała bym mieć tyle siły aby tak się zaangażować, może potrzeba silniejszych własnych przeżyć żeby znaleźć w sobie tą siłe.

    OdpowiedzUsuń